"Pani minister została objęta dodatkową ochroną. Rozpoczęliśmy też zakrojone na szeroką skalę śledztwo, które nie tylko pozwoli na zidentyfikowanie nadawcy paczki, ale przede wszystkim odpowie na pytanie o jego motywację" - powiedział dziennikarzom rzecznik Rachidy Dati, Guillamume Didier.

Reklama

Ubiegając pytania prasy o szczegóły treści listu dołączonego do makabrycznej przesyłki, Didier oświadczył, że z uwagi na specyficzny charakter sprawy władze zdecydowały się na jego niepublikowanie. To jednak uruchomiło lawinę prasowych spekulacji. Redakcja lokalnego dziennika "Ouest-France”, który jako pierwszy poinformował o incydencie, postanowiła wszcząć równolegle własne śledztwo. Z wstępnych ustaleń dziennikarzy wynika, że autorem pogróżek pod adresem minister rządu Francoisa Fillona mógł być 57-letni mieszkaniec jednego z miasteczek położonych na zachodzie kraju. Wobec mężczyzny, lokalnego biznesmena, toczy się postępowanie prokuratorskie. Postawiono mu zarzuty udziału w aferach finansowych oraz prowadzenia nielegalnych interesów.

Opiniotwórcze francuskie media, dystansując się od tych doniesień, łączą krwawy list do Rachidy Dati z ostatnimi wydarzeniami, które doprowadziły do odwołania Rajdu Dakar. Impreza nie odbędzie się, bo organizatorzy otrzymali od terrorystów z Al-Kaidy informacje o możliwości ataków na biorących w niej udział sportowców. "Ostrzeżeń o zamachach organizacji terrorystycznych nie sposób było zignorować. W przypadku, gdy może być zagrożone życie ludzi, trudno iść na jakikolwiek kompromis" - tłumaczył kilka dni temu szef imprezy Etienne Lavigne.

Informacji o możliwości połączenia tych dwóch wydarzeń nie chciał z kolei komentować rzecznik Dati, Guillamume Didier. "Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości. Łącznie z tą, że była to próba zastraszenia minister sprawiedliwości. Miejmy nadzieję, że sprawę wyjaśnią wkrótce służby specjalne" - powiedział dziennikarzom.

Reklama