Szokujące słowa padły w miniony weekend w Davos podczas dyskusji o przyszłości telefonii komórkowej. Brylował w niej szef China Mobile Wang Jianzhou. "Wiemy nie tylko kim jesteś, ale i gdzie jesteś" - mówił, opisując perspektywy, jakie otwierają się przed branżą reklamową. Przekonywał, że jego sieć potrafi sporządzić np. imienną listę swoich użytkowników obecnych na meczu piłkarskim albo stwierdzić, na którym kilometrze autostrady znajduje się konkretny posiadacz telefonu. Według Wanga, ta właśnie wiedza plus dostęp do użytkowników, na przykład za pośrednictwem SMS-ów, będą w przyszłości bezcenne dla reklamodawców.

Reklama

Inni dyskutanci przysłuchiwali się tym wywodom ze zdumieniem. Położenie użytkownika telefonu komórkowego w krajach Zachodu jest bowiem uważane za sprawę prywatną i podlega tajemnicy. Chińczyk zaczął się tłumaczyć, gdy zobaczył, że jego wizja reklamy na telefon nie tylko nie przekonuje rozmówców, ale wręcz budzi u nich oburzenie. "U nas takie dane też nie mają prawa wyjść poza firmę" - zapewniał Wang, po czym po chwili wahania dodał: "...chyba, że poproszą o to służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo".

Ta część wypowiedzi spowodowała, że reszta audytorium zaczęła traktować chińskiego giganta jak forpocztę represyjnego państwa. China Mobile jest po prostu gigantyczną bazą danych o obywatelach i nikt nie uwierzy, że nie jest wykorzystywana przez chińską bezpiekę. "Prawo w ChRL zmusza operatorów do udziału w inwigilacji społeczeństwa. Każdy telefon może zostać użyty przeciw właścicielowi" - mówi DZIENNIKOWI Vincent Brossel z organizacji Reporterzy bez Granic.

Już od kilku lat w Pekinie mówi się o wprowadzeniu cenzury SMS-ów, analogicznej do tej, która działa w internecie. Taki system działający non stop w skali kraju jeszcze nie powstał, ale według Brossela bezpieka uruchamia tymczasowe filtry w czasie niepokojów. Za „wywrotowe” SMS-y stawiano ludzi pod sąd m.in. podczas epidemii SARS w Pekinie w 2003 r.

Reklama

"Filtr treści działa także w Tybecie. Znajomej dziennikarce, która odebrała tam na telefon dokument o prawach człowieka, operator po prostu odciął dostęp do sieci" - mówi Vincent Brossel. "Chińskie władze na pewno wykorzystają możliwości sieci komórkowych, by podczas igrzysk w Pekinie namierzać i rozbijać potencjalne protesty. To przerażające, ale każdy, kto za pół roku zabierze telefon do Pekinu, powinien mieć świadomość, że jest pod stałą obserwacją" - dodaje.

Od niefortunnej wypowiedzi Wanga - najprawdopodobniej nieuzgodnionej z władzami - China Mobile nie zabrała w całej sprawie głosu.