Pierwsze symptomy zwrotu zauważono już na początku stycznia, gdy ciemnoskóry senator pokonał panią Clinton w prawyborach w Iowa. Uspokojeni, że przed Obamą rysuje się realna szansa na Biały Dom, mieszkańcy Tinseltown zaczęli odpływać w jego kierunku całymi zastępami.

Reklama

Jeszcze przez pewien czas gwiazdorzy jak Steven Spielberg obsypywali datkami po równo demokratycznych konkurentów, teraz ze świecą można w Hollywood szukać aktywnych zwolenników Clinton. Dla jej sztabu to bardzo złe wieści, bo wiadomo, że Fabryka Snów pełni wśród Demokratów rolę bankomatu.

Zwycięża ten, komu udaje się wypłacać z niego pieniądze. Wiadomo, że bankiet z udziałem gwiazd potrafi w jeden wieczór zasilić kieszeń polityka nawet o kilka milionów dolarów.

Chociaż przy Hillary trwa jeszcze jej stara, sprawdzona gwardia pod przewodnictwem Barbry Streisand i Jacka Nicholsona, młode lwy niemal solidarnie powędrowały do obozu Obamy. Do jego fanów należą m.in. Matt Damon, Jessica Biel, Adam Brody, Kate Walsh, Jennifer Aniston i Ben Affleck. Scarlett Johansson zaangażowana jest w kampanię Obamy do tego stopnia, że towarzyszy mu podczas spotkań wyborczych.

Reklama

Hillary Clinton padła ofiarą bezwzględnej kalkulacji przeprowadzonej w typowy dla Hollywoodu sposób. Scenariusz o białej podstarzałej kobiecie idącej po trupach do celu, by zrealizować największą ambicję swego życia, przegrał ze scenariuszem o obywatelu "drugiej kategorii" realizującym polityczną wersję story "from rags to riches", czyli o pucybucie zmieniającym się w milionera. Pucybutowi bardzo w dodatku pomaga fakt, iż że jest młody i przystojny - wyjaśnia DZIENNIK Robert Thompson, ekspert z Centrum Studiów nad Kulturą Masową przy Syracuse University w Nowym Jorku.

Znając praktyki w Hollywood, można uznać to za znak, że dni Hillary są w Tinseltown policzone. W Mieście Snów nic przecież nie napędza więcej strachu niż etykieta "starucha".

"Jeżeli wśród młodych panuje moda na Obamę, mnóstwo „starszych” poprze go tylko dlatego, by stworzyć wokół siebie właściwe pozory. Część jest autentycznie Clintonami znudzona i chce odmiany. Lojalność nie jest cnotą wysoko cenioną w Hollywood" - mówi DZIENNIKOWI John Norm, politolog z Fairfield University w Connecticut i autor książki "Celebrity Politics".

Reklama

Już dziś krąży anegdota, że na biurkach większości agencji w Hollywood leżą gotowe do wysłania memoranda do Hillary Clinton. "Droga pani senator, jest pani w porządku, a pani męża uwielbiamy. Ale dołączamy do kolumny Baracka Obamy i mamy nadzieję, że nas pani zrozumie".

Jeżeli w najbliższym czasie nie wydarzy się prawdziwy cud, który nawróci Hollywood na wiarę w Hillary, jej ponowna przeprowadzka do Białego Domu może pozostać częścią niedokończonego scenariusza - historią, która się nigdy nie wydarzy.