Zna starego i nowego prezydenta Rosji. Bywa na wszystkich rautach polityki i show-biznesu - jeśli nie osobiście, to za pośrednictwem projektowanych przez siebie kreacji. Od stóp do głów ubrał rosyjskie elity i nie trzeba go przedstawiać na największych wybiegach świata. Media z dumą nazywają go jedyną rosyjską gwiazdą wśród legend świata mody, takich jak Versace, Armani, Gucci czy Prada.

Walentin Judaszkin już dziś jest bohaterem tegorocznej defilady z okazji 9 maja - zwycięstwa nad faszystami w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. To jemu powierzono odpowiedzialne zadanie zaprojektowania mundurów dla wojska - symbolu odradzającej się rosyjskiej potęgi. Rocznica wprawdzie nie jest okrągła, ale jej data zbiega się z inauguracją (7 maja) prezydentury Dmitrija Miedwiediewa. Jest więc co świętować.

Główny plac Moskwy zmieni się nie tylko w plac manewrowy dla najnowocześniejszej broni - włącznie z mobilnymi rakietami balistycznymi Topol-M. Będzie również gigantycznym pokazem mody. Pracownia Judaszkina w pocie czoła realizuje zamówienie na ponad 10 tys. galowych i polowych mundurów. Kreml szczodrze sypnął milionami rubli, a państwowe kanały telewizyjne przybliżają Rosjanom sylwetkę projektanta patrioty, nadwornego krawca rosyjskiej armii.

Nowe mundury na masową skalę wejdą do użytku dopiero za kilka lat, ale prototypy już zyskały uznanie na najwyższym szczeblu. Zasada: jak najbardziej nowoczesne i jak najbardziej rosyjskie - tym razem także się sprawdziła. Pod koniec stycznia w ministerstwie obrony odbył się niezwykły show, na który zaproszono samego prezydenta Putina. I było na co popatrzeć, bo Dom Mody Walentina Judaszkina przygotował aż 80 modeli mundurów dla wszystkich rodzajów wojsk. Projektant z dumą prezentował swoje stroje, podkreślając, że zostały zainspirowane ojczystą tradycją wojskową - zarówno imperialną, jak i sowiecką. Znalazły się tam m.in. "furażerka Żukowa" i "mundur Suworowa". Wszystkie mają przy tym wygodną formę i są uszyte z nowoczesnych rodzimych materiałów, do produkcji których wykorzystano nanotechnologie. "Sam byłem w wojsku, więc z własnego doświadczenia wiem, czego potrzebuje żołnierz" - mówił projektant, gdy Władimir Putin podziwiał długonogie modelki w wojskowych mundurach.

Walentin Judaszkin po raz kolejny udowodnił, że nie boi się wyzwań i jest w stanie robić kilkanaście rzeczy jednocześnie - znajduje czas, by objeździć ze swoimi kolekcjami haute couture i pret-a-porter najważniejsze pokazy w Paryżu, Mediolanie, Nowym Jorku i w Moskwie. Próbuje dogodzić też rodzimym gwiazdom i politykom, którzy ustawiają się w kolejkach do jego Domu Mody.

"Ubieram się tylko u Judaszkina" - przekonuje gwiazdor rosyjskiej estrady Filipp Kirkorow. A słowa te jak refren pobrzmiewają na moskiewskich salonach. Ałła Pugaczowa, z którą Judaszkin od lat się przyjaźni, często razem z nim projektuje swoje kreacje. Do jego stałych klientek należy także przyszła pierwsza dama Rosji Swietłana Miedwiediewa.

Judaszkin, mimo że niewątpliwie jest dziś niekwestionowanym królem rosyjskiej mody, pierwszym, który zdobył rozgłos także za granicą, nie zawsze był celebrity. Gdy na początku lat 80. rozpoczynał naukę w moskiewskim technikum przemysłowym, jego sytuacja nie wyglądała zachęcająco. W końcu wybrał sobie zawód, którego - jak sam wspominał w wywiadach - w ZSRR nie było. Haute couture brzmiało raczej jak przekleństwo i uchodziło za kapitalistyczną fanaberię. Rodzice Walentina też nie byli zachwyceni jego wyborem i utyskiwali, że projektant mody to nie zawód dla mężczyzny. W klasie o profilu "Projektowanie mody" rzeczywiście był jedynym chłopcem. Ale to mu w niczym nie przeszkadzało.

Podobnie zresztą jak przerwa w nauce na obowiązkową służbę w wojsku. Wręcz przeciwnie. Po powrocie z wojska ze zdwojonym zapałem zabrał się do projektowania, szycia i wykrawania ze wszystkiego, co wpadło mu w ręce. Praca w Centralnym Biurze Projektowym nie była szczytem marzeń początkującego krawca, ale to właśnie tam Walentin miał pierwszą okazję, by spróbować swoich sił - także na arenie międzynarodowej. Judaszkin zaprojektował m.in. stroje dla radzieckiej drużyny uczestniczącej w poznańskim konkursie makijażu i fryzjerstwa, ale pieniędzy z tego nie miał wielkich. Zresztą nieraz jego ambitne plany bliskie były rozbicia się o brutalną rzeczywistość. "Sprzedawaliśmy meble i samochód, żeby jakoś wiązać koniec z końcem" - opowiadał w jednym z wywiadów. "Gdyby nie moja żona Marina, która zawsze mi pomagała, nie wiem, co by się ze mną stało".

Dopiero pierestrojka Michaiła Gorbaczowa pozwoliła mu rozpocząć pracę na własną rękę. Otworzył studio Vali-Moda i zaprezentował pierwszą autorską kolekcję. Kolejne, mocno inspirowane rosyjską tradycją "Początki Rusi" i "Piotrowy bal" zauważyli francuscy projektanci i zaprosili go do Paryża. Tam, w stolicy mody, oszołomiony mieszkaniec kraju wiecznych deficytów dostał wręcz oczopląsu. Powrócił do Moskwy z twardym postanowieniem udowodnienia światu, że "Rosjanie nie gęsi...".

Już w 1991 r. pod szyldem Domu Mody Walentina Judaszkina wtargnął na dobre na paryski wybieg. Jego pierwsza kolekcja haute couture zatytułowana "Faberge" rzuciła Paryż na kolana. Smukłe modelki przechadzały się po wybiegu odziane w zdobione drogocennymi kamieniami i oblane masą perłową "carskie jaja" z epoki Aleksandra III. Obecny na pokazie Pierre Cardin osobiście pofatygował się za kulisy, by pogratulować 28-letniemu wówczas artyście zza żelaznej kurtyny. Od tamtej pory został promotorem i przyjacielem Judaszkina. A projektant nie schodzi ze światowych wybiegów i co roku prezentuje swoje kolekcje haute couture i pret-a-porter. Do tego jest członkiem Paryskiego Syndykatu Mody i Narodowej Izby Mody Włoskiej, a jego kreacje są eksponowane w paryskim Luwrze.

Judaszkin z czasem stopniowo rezygnował z nadmiernego przepychu złoceń, mieniących się tkanin i wielkoruskiego patosu, który dla wielu był zbyt przaśny. Jego ostatnie pomysły są bardziej klasyczne, ale wciąż niebanalne. W najnowszej kolekcji "Neogotyk" inspirowanej kinem lat 60. dominuje surowa elegancja i klasyczna gama kolorystyczna. "Takich kreacji nie powstydziłaby się Audrey Hepburn" - komentowano po pokazie.

Judaszkin szybko zrozumiał podstawową zasadę: im mniejszy ciuch, tym więcej zer na etykietce. Tym bardziej że rosyjska moda zaczęła doganiać światowe standardy, także jeśli chodzi o ceny. Oryginalna suknia mogła już kosztować tyle, co dobry samochód. Ale w Rosji to nie był problem. Lata 90. obrodziły wszak oligarchami, a tęsknota za luksusem, czymś niezwykłym i wyjątkowym - niezależnie od ceny - stała się wręcz cechą rozpoznawczą pokolenia nuworyszy zwanych nowymi Rosjanami. Dla takich zapłacić kilkaset tysięcy dolarów za oryginalny, jedyny w swoim rodzaju kostium czy wieczorową suknię to jak splunąć.

Nie ma wątpliwości, że projektant znakomicie dopasował się do nowej Rosji. Bo nie tylko rosyjskie elity pokochały markę Valentin Yudashkin, ale również władza. "Chcę pokazać światu Rosję, jej historię, sztukę, kulturę" - tłumaczy. To właśnie dzięki temu Walentin stał się znakiem swoich czasów. Znakiem swojej Rosji.























Reklama