"W tym traktacie nie ma niczego, czego można by się obawiać" - zapewniał wczoraj szef rządu i zarzucił przeciwnikom prowadzenie „kampanii strachu”. Jednak to właśnie oni są dzisiaj górą - „Irish Times”, największy dziennik w kraju, czytała wczoraj cała Europa. Irlandia to jedyny kraj UE, gdzie dokument jest poddany pod referendum. Tymczasem sondaż opublikowany przez gazetę pokazuje, że w ciągu trzech tygodni grupa przeciwników traktatu niemal podwoiła się, podczas gdy obóz euroentuzjastów skurczył się o 5 proc. Cała nadzieja rządu w niezdecydowanych, których wciąż jest jedna trzecia. Na przekonanie ich do głosowania na „tak” pozostało jednak mało czasu - głosowanie już 12 czerwca.
Choć traktat popierają dwie główne partie kraju, centrolewicowa Fianna Fail i centroprawicowa Fine Gael, nie zdołały one przekonać społeczeństwa. Do niedawna Unia była dla Irlandczyków symbolem sukcesu. Ale od paru miesięcy bezrobocie rośnie, gospodarka zwolniła a mocne euro zniechęca inwestorów. Na początku tygodnia wpływowe związki irlandzkich farmerów co prawda opowiedziały się za Lizboną, ale bez przekonania. Obawiają się, że forsowane przez Brukselę liberalne układy handlowe doprowadzą do masowego importu wołowiny z USA, zagrażając specjalności eksportowej Irlandii.
W tym czasie obóz przeciwników, któremu przewodzi zasłużona w walce o zjednoczenie kraju partia Sinn Fein, sformułował zestaw chwytliwych haseł, z których część, jak wymuszenie legalizacji aborcji, nie ma nic wspólnego z rzeczywistą treścią traktatu. Za jego odrzuceniem opowiada się także część związków zawodowych, strasząc wizją liberalnej Europy, w której prawa socjalne są lekceważone. Co znaczące, najwięcej przeciwników traktatu jest wśród Irlandczyków młodych i w średnim wieku. Starsi chcą masowo głosować „za”.
Doniesienia z Irlandii są uważnie obserwowane w eurosceptycznej Wielkiej Brytanii. W razie porażki 12 czerwca premier Gordon Brown będzie musiał ogłosić wstrzymanie procesu ratyfikacji także w Zjednoczonym Królestwie. Choć większość Brytyjczyków chciała referendum, to szef rządu mówił „nie”. W razie irlandzkiego precedensu, nie będzie miał wyjścia. A to będzie oznaczało śmierć eurotraktatu.
p
Jędrzej Bielecki: Wyniki sondażu „Irish Times” to zaskoczenie?
Eoin O’Broin*: Dla nas nie. Od wielu tygodni obserwujemy, jak niezdecydowani, których było bardzo wielu, stopniowo przechodzą do obozu tych, którzy będą głosowali na „nie”. Odwiedzaliśmy bardzo wielu Irlandczyków w ich domach. I wciąż powtarzają nam jedno: rząd nie potrafi powiedzieć, po co nam ten traktat.
Dlaczego nie podoba się wam traktat lizboński?
– Obawiamy się utraty komisarza w co trzeciej kadencji Komisji Europejskiej. Dla małego kraju jak Irlandia oznacza to, że tracimy wpływ na decyzje podejmowane w Brukseli. Nie chcemy też zrezygnować z prawa do weta w sprawie zasad działania służb publicznych. Komisja Europejska chce otworzyć na konkurencję sektor zdrowia, edukację, pomoc socjalną. My mówimy, że te obszary muszą być chronione. Nie chcemy też utracić prawa weta wobec polityki handlowej Unii, bo od pewnego czasu Bruksela forsuje bardzo liberalne rozwiązania. Obawiamy się także, że z powodu nowego traktatu irlandzki rząd nie będzie mógł utrzymać niskich podatków. Chcemy też pozostać krajem neutralnym, a w traktacie zapisano, że Unia ma tworzyć własną armię. No i najważniejsze: zmiana zasad głosowania w Radzie UE, które poprzez system tzw. podwójnej większości zwiększa wpływy dużych państw, zaś znaczenie małych krajów spada.
Czy to jednak nie jest sprzeczne z demokracją, że 4,5 mln Irlandczyków zadecyduje o losach prawie 500 mln mieszkańców UE?
My nie decydujemy o losie Unii, tylko o losie Irlandii. O zasadach przeprowadzenia ratyfikacji decyduje każdy z krajów. Francuzi też chcieli mieć referendum, podobnie jak Niemcy, Holendrzy i wielu innych. Prezydent Sarkozy jednak na to nie pozwolił, bo bał się porażki. Ale i tak w 2005 r. Francuzi, podobnie jak Holendrzy, odrzucili projekt unijnej konstytucji, który w 90 proc. pokrywa się z traktatem lizbońskim. My tylko będziemy trzecim krajem, który tego dokona.
Irlandia jak mało kto skorzystała na integracji. A teraz blokujecie rozwój Unii...
Ależ my nie chcemy blokować Unii! Jesteśmy jej zwolennikami, wiemy, ile jej zawdzięczamy. Ale uważamy, że idzie ona w złym kierunku. I chcemy doprowadzić do rozpoczęcia debaty nad zupełnie nowym traktatem. Takim, w którym obawy ludzi zostaną wreszcie przez Brukselę wysłuchane.
*Eoin O’Broin - szef kampanii na „nie” w partii Sinn Fein