Kandydaci mają rozbieżny stosunek do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Trump krytycznie wypowiadał się o NATO, oceniając, że jest przestarzałe. Prezydent regularnie wzywa do zwiększania wydatków na obronność państw Sojuszu. Dotyczy to szczególnie Niemiec, w których Stany Zjednoczone rozpoczęły w tym roku proces wycofania swoich 12 tys. żołnierzy.

Reklama

Z kolei Joe Biden opowiada się za reformą Sojuszu, a nie za wycofaniem się z niego Amerykanów (ta kwestia pojawiła się w otoczeniu prezydenta Trumpa, choć on sam nigdy tak stanowczo się nie wypowiedział). Kandydat Demokratów mówił, że zmierza współtworzyć nową koncepcję strategiczną, w której zawarte będą m.in wyzwania rosyjskiej agresji i regresu demokracji w Sojuszu.

W kwestii Nord Stream 2 Trump od dawna podkreśla, że nie zgadza się na to, iż Stany Zjednoczone zapewniają Niemcom obronę, a Berlin ramię przy ramieniu z Moskwą realizuje kontrowersyjny projekt. Nałożone pod koniec ubiegłego roku przez amerykańską administrację sankcje doprowadziły do wstrzymania budowy gazociągu. Republikanie są zmobilizowani, by nie dopuścić do ukończenia projektu i gotowi do przeforsowania kolejnych sankcji. Źródła PAP w Kongresie nie wykluczają nawet nałożenia ich bezpośrednio na Niemcy.

Reklama

Przedstawiciele sztabu Bidena deklarują zaś, że w sprawie Nord Stream 2 zostanie utrzymana presja na Rosję i przypominają, że były wiceprezydent USA wypowiadał się, iż gazociąg jest „gruntownie złą sprawą dla Europy”.

Partia Republikańska, z ramienia której startuje w wyborach Donald Trump, obawia się jednak, że zwycięstwo Bidena sprawi, iż Demokratom może zabraknąć stanowczości w próbach zatrzymania Nord Stream 2.

Reklama

Różnicy między kandydatami nie widać w kwestii podejścia do Inicjatywy Trójmorza oraz rozbudowy infrastruktury, szczególnie tej energetycznej, w Europie Środkowo-Wschodniej. Projekt ten cieszy się w Waszyngtonie ponadpartyjnym poparciem, za rezolucjami w tej sprawie głosują w Kongresie zarówno Republikanie, jak i Demokraci.

W obszarze polityki zagranicznej Europa zeszła jednak w amerykańskiej kampanii na dalszy plan, na pierwszym są Chiny, o których negatywną opinię ma coraz więcej Amerykanów. Zauważyć to można w spotach obu kandydatów – zarzucają oni sobie w nich nawzajem uległość wobec władz w Pekinie.

Trump mówi, że „zwycięstwo Bidena to wygrana Chin” i nazywa koronawirusa „chińską plagą” czy „Kung Flu”. Obwinia Demokratę, że w trakcie jego trwającej kilka dekad politycznej kariery miliony miejsc pracy przeniesiono z USA do Chin.

Biden wypomina zaś prezydentowi, że ten na początku roku, kiedy epidemia była jeszcze lokalnym zmartwieniem Chin, chwalił przywódcę ChRL Xi Jinpinga za stanowcze podejście do problemu i transparentność działań. Drugim jego zarzutem jest brak stanowczości Białego Domu w wysłaniu amerykańskich śledczych do Chin w celu zbadania okoliczności wybuchu epidemii.

Obie strony zapewniają, że stawką wyborów jest „dusza Ameryki”, ale jak wynika z badań ośrodka Pew Research, w kampanii toczonej w cieniu epidemii koronawirusa Amerykanie największą wagę przywiązują do spraw gospodarczych. Dla 79 proc. z nich to „bardzo ważny temat”.

Trump, który w tym aspekcie cieszy się większym zaufaniem wyborców niż Biden, zapowiada kolejne obniżki podatków i deregulacje oraz oskarża swojego rywala o socjalizm.

Demokrata przedstawił natomiast plan wydania 700 mld USD na amerykańskie produkty (i przeznaczenie ich na rozwój infrastruktury) oraz badania i rozwój (m.in. w obszarze samochodów elektrycznych, sieci 5G oraz sztucznej inteligencji).

Bazujący w znacznym stopniu na wyborcach ewangelickich Trump w dzielących społeczeństwo w USA sprawach popiera karę śmierci i prawo do posiadania broni. Deklaruje konieczność wspierania służb bezpieczeństwa i zaprowadzenia „prawa i porządku”.

74-letni Republikanin był także w styczniu pierwszym urzędującym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych, który wystąpił na antyaborcyjnym Marszu dla Życia w Waszyngtonie. „Wszyscy z nas tutaj pojmują odwieczną prawdę: każde dziecko jest cennym i świętym darem od Boga” – mówił na nim. Swojego wyborczego przeciwnika oskarżał w kampanii o bycie „przeciwko Bogu”.

W przypadku wyborczej wygranej 78-letni Biden będzie drugim katolikiem w historii USA na najwyższym państwowym urzędzie. Zaangażowany w politykę przez blisko pół wieku Biden w swoich przemówieniach często nawiązuje do Biblii, katolickiej nauki społecznej czy słów papieży. W kieszeni nosi różaniec, co niedziela wraz z małżonką Jill uczestniczy w mszy świętej. - Niektórzy Demokraci twierdzą, że jest być może najbardziej otwarcie pobożnym kandydatem tej partii od czasów Jimmy'ego Cartera w 1976 roku – pisze portal radia NPR.

Demokrata od ubiegłego roku wypowiada się przeciwko karze śmierci i ma liberalne podejście do kwestii aborcji. Biden popiera wyrok Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych sprzed ponad 40 lat w sprawie Roe versus Wade. W decyzji tej SN uznał prawo do aborcji za "fundamentalne prawo konstytucyjne" każdej kobiety. Sąd prawnie usankcjonował wówczas dopuszczalność aborcji na życzenie w Stanach Zjednoczonych. Od tego czasu wiele stanów wprowadziło jednak szereg ograniczeń.