Według wstępnych wyników poniedziałkowych wyborów w 80-osobowej rwandyjskiej Izbie Deputowanych kobiety zajmą 44 miejsca. Na dodatek ta liczba może się jeszcze zwiększyć, bo nieobsadzone są jeszcze trzy mandaty zarezerwowane dla młodzieży i niepełnosprawnych, które też mogą przypaść przedstawicielkom płci pięknej.

Reklama

"Chociaż nie mamy jeszcze pełnych wyników, jest jasne, że ponad 50 proc. miejsc zajmą kobiety" - mówił z dumą Chrysologue Karagwa, szef państwowej komisji wyborczej.

Przez to, że konstytucja gwarantuje kobietom minimum 30 proc. miejsc w parlamencie, Rwanda już wcześniej dzierżyła światowy rekord pod tym względem. W poprzedniej kadencji zasiadało bowiem 39 kobiet, co stanowiło 48,8 proc. Dla porównania w Hiszpanii, gdzie socjaliści z równouprawnienia płci uczynili swoje sztandarowe hasło, odsetek ten wynosi 36 proc., zaś w Szwecji, która pod względem liczby posłanek zajmuje pierwsze miejsce w Europie - niespełna 47 proc.

Dominacja kobiet to pokłosie wojny z 1994 r., gdy w ciągu zaledwie 100 dni bojówki Hutu wymordowały 800 tysięcy osób z plemienia Tutsi oraz swoich umiarkowanych współplemieńców. W większości oczywiście mężczyzn. W efekcie do dziś w niespełna 10-milionowej Rwandzie jest około miliona kobiet więcej niż mężczyzn. Statystyki nie wyjaśniają wszystkiego. Eksperci podkreślają, że Rwandyjczycy są zmęczeni polityką w męskim wydaniu, która nieuchronnie kojarzy im się z walkami i ludobójstwem, a kobiety lepiej rozumieją problemy życia codziennego. "Wszyscy Rwandyjczycy muszą przyczynić się do pojednania, ale kobiety mogą zrobić nacznie więcej niż mężczyźni. One jako pierwsze doświadczyły ludobójstwa, a teraz odpowiedzialne są za wychowanie dzieci" - mówi agencji AFP Bellancilla Nyonawankusi, urzędniczka z Kigali, która odpowiedzialna była za sprawny przebieg głosowania.

Reklama

Zachęcanie kobiet do większego uczestnictwa w rwandyjskiej polityce niestety nie idzie w parze z demokracją. Rządzący Rwandyjski Front Patriotyczny otrzymał prawie 79 proc. głosów. Pozostałe oddano na dwa mniejsze opozycyjne ugrupowania, które jednak też popierają obecnego prezydenta kraju Paula Kagame. Prawdziwej opozycji do wyborów nie dopuszczono.