Władze Holandii podały, że na ślady melaminy natrafiono w importowanych z Państwa Środka ciasteczkach Koala. Eksperci uspokajają jednak, że szansa na to, iż ktoś zachoruje po ich spożyciu, jest minimalna. Trzeba by zjeść 2 kg ciastek naraz, by przekroczyć normy dozwolone przez holenderskie prawo. Nikt nie chce jednak ryzykować. "Ciastka zostaną wycofane ze sklepów i zniszczone" - podała holenderska agencja zajmująca się kontrolą żywności.

Reklama

W innych państwach europejskich także przeprowadza się zakrojone na szeroką skalę kontrole mające wykluczyć obecność podejrzanych produktów na rynku. Ryzyko jest tym poważniejsze, że wczoraj chińskie służby poinformowały, iż skala zagrożenia jest dużo większa, niż początkowo przypuszczano. Po skontrolowaniu 70 proc. rynku żywności okazało się, że toksyczna substancja dostała się do ponad 12 proc. produktów zawierających mleko. Skandalu nie uniknęły także znane marki: melaminę wykryto np. w batonikach Cadbury czy drażetkach M&M’s. Część z nich trafiła na zagraniczne rynki.

Skandal związany z toksyczną substancją wybuchł kilka tygodni temu, gdy okazało się, że chińskie firmy mleczarskie dodawały melaminę, by "poprawić" jakość produkowanej żywności. W aferę zamieszanych jest kilkadziesiąt spółek, których dyrektorzy w większości trafili już do aresztu. Władze w Pekinie po początkowych próbach zatuszowania sprawy ostatecznie wzięły na siebie odpowiedzialność za tragedię. Premier Chińskiej Republiki Ludowej przeprosił nawet chińskie społeczeństwo za uchybienia w związku z tą sprawą. Kajać musiał się również przed międzynarodową opinią publiczną. "W naszym procesie modernizacji musimy jeszcze rozwiązać różne problemy i podciągnąć się" - mówił kilka dni temu, otwierając Światowe Forum Ekonomiczne w Pekinie.