Do zatrzymania Rafała Ziemkiewicza doszło w sobotę rano na lotnisku Heathrow. Przyleciał do Anglii wraz z żoną i córką, która zaczyna studia na Oxfordzie, na wydziale biochemii. "Zostałem zatrzymany za poglądy, które ponoć nie licują z wartościami uznawanymi w Wielkiej Brytanii" - powiedział PAP Ziemkiewicz.
Wiceszef MSZ Paweł Jabłoński, odnosząc się w sobotę wieczorem w TVP Info do tej sytuacji poinformował, że polskie służby konsularne wiedziały o tej sprawie praktycznie od początku. "Niezwłocznie rodzina pana redaktora Ziemkiewicza skontaktowała się z naszą placówka, nasze służby konsularne niezwłocznie udały się na lotnisko" - powiedział.
Dodał, że do MSZ dotarły sygnały, że powodem zatrzymania i niewpuszczenia Ziemkiewicza do Wielkiej Brytanii były jego poglądy polityczne. "Nie jesteśmy w stanie tego w tej chwili zweryfikować. Będziemy wyjaśniać to ze strona Brytyjską" - powiedział. Zaznaczył jednocześnie, że gdyby to się potwierdziło "byłoby to bardzo niepokojące".
Naczelną zasadą w Polsce, w Europie, myślę że w całym świecie, który opiera się na wartościach poszanowania praw człowieka, także wolności słowa - jest to, że każdy może głosić swoje poglądy dopóty, dopóki nie jest to podżeganie do przestępstw, działalności terrorystycznej. Oczywiście w takich sytuacjach państwa mogą ograniczyć prawo wjazdu na swoje terytorium, ale jeżeli mówimy tutaj o dyskusji politycznej, dyskusji w ramach debaty, która czasami może być bardzo ostra, to dyskryminowanie kogoś za poglądy byłoby rzeczą niedopuszczalną - ocenił Jabłoński.
Dodał, że jeśli powód zatrzymania Ziemkiewicza by się potwierdził, to by oznaczało, "że jest to po prostu bardzo poważne naruszenie wolności słowa, wolności do wyrażania własnych poglądów".
Dopytywany o to, czy jest to powód, żeby wezwać "na dywanik" ambasadora Wielkiej Brytanii w Polsce odpowiedział: Będziemy to analizować. Nie chciałbym w tej chwili uprzedzać faktów. Wiceszef MSZ zaznaczył również, że nie wyobraża sobie sytuacji, żeby do Polski były nie wpuszczane osoby, "które na przykład domagają się tego, żeby zrównać związki osób tej samej płci z małżeństwem". - Jeżeli ktoś ma takie poglądy, może takie poglądy głosić. One są oczywiście głęboko niezgodne z wartościami zapisanymi w polskiej konstytucji, ale to nie znaczy, że nie możemy na ten temat dyskutować - powiedział.
Krytycznie zatrzymanie i nie wpuszczenie Ziemkiewicza do Wielkiej Brytanii ocenili także posłowie Koalicji Obywatelskiej i Nowej Lewicy, którzy byli gośćmi TVP Info. Anna Wojciechowska (KO) zaznaczyła, że nie wierzy, "że to mogło mieć miejsce". - Nie wierzę, że to mogło być powodem zatrzymania. Nie mieści mi się to w głowie i myślę, że jest to jakieś nieporozumienie - powiedziała.
Również Arkadiusz Iwaniak (Nowa Lewica) powiedział, że nie mieści mu się to w głowie. - Wielokrotnie się nie zgadzam z poglądami pana redaktora Ziemkiewicza, one nie są kompatybilne z tym, jak ja postrzegam pewne kwestie, natomiast nie może być tak, że państwo, które jeszcze do niedawna było "w zjednoczonej unii", nie wpuszcza redaktora, bo ma inne poglądy polityczne. To jest oczywiście sytuacja skandaliczna - ocenił.
Z kolei Marcin Porzucek (PiS) zaznaczył, że niezależnie od tego, czy ktoś ma poglądy mocno prawicowe, czy mocno lewicowe, ma prawo wjeżdżać do Polski i nie powinien być dyskryminowany. - Tego samego oczekujemy od innych krajów zachodnich. To jest bardzo zły prognostyk na przyszłość - powiedział. Dodał, że potrzebna jest stanowcza, ale też rozważna decyzja MSZ.
Zatrzymanie Ziemikiewicza
Rafała Ziemkiewicza zatrzymano na lotnisku, na przejściu granicznym. Jak powiedział PAP, od służb usłyszał, że "trzeba wyjaśnić pewne rzeczy". Portal niezalezna.pl informował, że dziennikarz przez trzy godziny był zatrzymany na Heathrow, po czym poproszono go do "pokoju przesłuchań", zebrano od niego odciski palców, zrobiono rewizję osobistą i wykonano zdjęcia, a następnie powiedziano, że jest aresztowany. Zabrano mu rzeczy osobiste, dokumenty, leki na cukrzycę i telefon. Następnie Ziemkiewicz został zwolniony i zobowiązany do powrotu do Polski.
Trafiłem do aresztu, w którym byli także inni mężczyźni. Z większością z nich nie dało się porozmawiać w żadnym europejskim języku. Byli z Afryki, jakichś krajów daleko i blisko-wschodnich. Był wśród nich obywatel Korei Południowej, z nim akurat mogłem się dogadać po angielsku. On został zatrzymany za to, że – zdaniem służb brytyjskich – miał przy sobie za dużo gotówki. To za dużo oznaczało dwa tysiące dolarów, a więc kwotę, którą bardziej zamożni ludzie przepuszczają w jeden wieczór - zażartował Rafał Ziemkiewicz.
Jego zdaniem to zatrzymanie jest konsekwencją sprawy sprzed kilku lat, kiedy to Rafał Pankowski, współzałożyciel stowarzyszenia "Nigdy więcej" sporządził raport, w którym zwarł listę polskich antysemitów.
Ponieważ na różnych "listach żydów" umieszczany jestem regularnie, uzupełnienie tego obecnością na liście antysemitów uważam za zawodowy sukces - coś jakby zdobycie "korony Synaju" – skomentował Ziemkiewicz w tekście dla "Rzeczypospolitej" w kwietniu 2018 r.
Jak powiedział w rozmowie z PAP, na liście organizacji antysemickich znalazł się także Kukiz, z którym on sam nie miał wiele wspólnego. Ale za to był w stowarzyszeniu Endecja, który to projekt zakończył się, według słów Ziemkiewicza z 30 kwietnia 2018 r. "fiaskiem" i "powodem do wstydu".
W 2018 r. miało też miejsce zajście związane z Rafałem Ziemkiewiczem – miał mieć w Wielkiej Brytanii trzy spotkania autorskie, które miały odbyć się w Bristolu, Cambridge i pod Londynem, w Ealing. To ostatnie zostało odwołane po interwencji posłanki Partii Pracy Rupy Huq. Lewicowa posłanka zarzuciła polskiemu dziennikarzowi szerzenie mowy nienawiści, antysemityzmu, chęci podboju państwa islamskiego. Huq zgłosiła sprawę do Home Office, w efekcie czego wykład odwołano. Polityczka zażądała też od Home Office, departamentu ds. imigrantów, aby wydał zakaz wjazdu Ziemkiewicza do Wielkiej Brytanii. Jak mówiła wówczas Gurdianowi: "Obecność Ziemkiewicza nie sprzyja dobrym relacjom rasowym gdziekolwiek w Wlk. Brytanii".