To ostatnia szansa odchodzącej waszyngtońskiej ekipy, by ocalić swój sztandarowy projekt. Program obrony antyrakietowej był oczkiem w głowie prezydenta George'a W. Busha. Wydawano na niego przeszło 10 mld dolarów rocznie, a Republikanie uznawali go za fundament przyszłego systemu bezpieczeństwa USA. Tylko ten "realistyczny" test będzie kosztować 115 milionów dolarów.

Reklama

>>>Oto rosyjska rakieta, która przebije tarczę

Jednak Barack Obama, która za półtora miesiąca zastąpi Busha w Białym Domu, już w trakcie kampanii odnosił się do pomysłu z niechęcią. Jego zdaniem, USA nie powinny marnotrawić pieniędzy podatników na to przedsięwzięcie, tym bardziej gdy zaczyna się recesja. Po wygranych wyborach na stronach internetowych nowej administracji administracji Demokrata napisał, że choć popiera system obrony antyrakietowej, to nie będzie dokładać do niego kosztem innych priorytetów polityki bezpieczeństwa narodowego, dopóki "nie będzie pewności, że ta technologia ochroni ludzi w Ameryce".

Porażka wpędzi Pentagon w kłopoty

Bardziej wprost o planach Obamy wobec tarczy mówią eksperci. "Tym razem Pentagon musi osiągnąć sukces, inaczej program znajdzie się w poważnych tarapatach, tak w Kongresie, jak i u nowej administracji" - twierdzi Thomas Christie, szef zespołu odpowiedzialnego za próby nowego uzbrojenia w latach 2001-2005. "Sukces obecnych testów nad Pacyfikiem dałby systemowi nowe życie, bo Obama nie mógłby wytłumaczyć Amerykanom, dlaczego rezygnuje z przynoszącego pozytywne efekty projektu" - mówi DZIENNIKOWI James O'Halloran, analityk wojskowego instytutu Jane's w Londynie. "Z kolei jeżeli próba się nie powiedzie, Obama po prostu zamknie lub przynajmniej zamrozi program na wiele lat" - przekonuje.

Reklama

Wojskowi są więc pod ogromną presją, tym bardziej, że tym razem wszystko ma zależeć wyłącznie od efektywności tej technologii. Dwanaście poprzednich prób powiodło się głównie dzięki temu, że specjaliści ułatwiali sobie zadanie kontrolując lot "wrogich" rakiet i pomagając przeciwrakiecie trafić w cel. Tym razem ma być inaczej.

Po raz pierwszy w teście odtworzone zostaną w pełni realia ataku rakietowego na terytorium USA. Antyrakieta nie będzie miała żadnego dodatkowego wspomagania, jej pokładowy komputer będzie musiał sam ocenić trajektorię i prędkość celu, a we "wrogiej" rakiecie nie zostanie umieszczony żaden naprowadzacz. Nawet dystans, jaki musi ona przemierzyć, będzie podobny do tego, jaki dzieli USA od Azji, gdzie Waszyngton lokuje potencjalne zagrożenia. Pierwsza rakieta wystartuje z bazy w Kodiak na Alasce. Technicy pozwolą jej lecieć nad Pacyfikiem przez mniej więcej pół godziny. Potem ma ją zestrzelić pocisk przechwytujący, który zostanie wystrzelony z bazy sił powietrznych Vandenberg w Kaliforni.

Reklama

"Jeśli będzie sukces, to i tak połowiczny"

"Nawet jeśli ta próba skończy się sukcesem, będzie to sukces połowiczny, ponieważ ta technologia wciąż nie będzie mieć zdolności, by funkcjonować poza zaaranżowanymi przez techników warunkami" - mówi DZIENNIKOWI O'Halloran. Wystarczy, że na przeszkodzie stanie pogoda, bo Pentagon chce przeprowadzić test wyłącznie przy dobrych warunkach atmosferycznych. Wart dziesiątki miliardów system może więc nie zadziałać, gdy pada zwykły deszcz. A prognozy przewidują, że na zachodnim wybrzeżu USA będzie lać przez kilka najbliższych dni. Jednak w nocy, między godziną 21 a 1 w nocy miało się otworzyć "okienko" bez deszczu. Według meteorologów, następna okazja nadarzy się dopiero w najbliższy wtorek.

Przed kim ma naprawdę bronić tarcza?

Oficjalnie program budowy tarczy antyrakietowej ma chronić Stany Zjednoczone przed atakiem rakietowym z Bliskiego Wschodu lub Azji Południowo-Wschodniej. Jako potencjalnych agresorów administracja George'a W. Busha najczęściej wymieniała Iran i Koreę Północną.

Jednak nie jest to takie oczywiste. Iran dysponuje niewielką liczbą rakiet, z kolei północnokoreańskie rakiety z trudem są w stanie przelecieć nad Japonią. Dlatego specjaliści i politycy z wielu krajów, na podstawie analizy projektu, twierdzą, że prawdziwymi przeciwnikami dla Waszyngtonu są Rosja i Chiny. Oba te kraje już dysponują szerokim i skutecznym arsenałem rakiet balistycznych. To również jedyne państwa, które byłyby w stanie przetrwać odwetowy atak USA.

Dlatego tarcza antyrakietowa budzi tak wielkie kontrowersje w światowej polityce. Burzy ona odziedziczoną po zimnej wojnie równowagę sił, polegającą na tym, że żaden kraj nie jest w stanie odeprzeć nuklearnego ataku rakietowego. W takiej systacji wyniszczająca wojna odwetowa traciła sens.