Emmanuel Macron dokonał wyboru, którego mógł dokonać tydzień lub 10 dni temu. Fakt, że robi to dzisiaj, ma oczywiście uwarunkowanie polityczne – oceniła Marine Le Pen ze skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego w stacji France Inter.
Macron nigdy nie robi nic bez wyborczego, ukrytego motywu – dodała, określając zachowanie prezydenta Francji jako „postawę watażki, który próbuje wpływać na wybory parlamentarne”.
Tuż przed wylotem do Rumunii we wtorek Macron wezwał wyborców do przeprowadzenia „republikańskiego głosowania” w zaplanowanej na niedzielę, drugiej turze wyborów parlamentarnych, aby dać prezydenckiej koalicji „solidną większość” w Zgromadzeniu Narodowym.
Ta wizyta to robienie sobie zdjęć z (kanclerzem Niemiec Olafem) Scholzem – przekonywał polityk skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI) Alexis Corbiere, obawiając się „efektu flagi” podczas niedzielnego głosowania, tj. zjawiska, gdy w sytuacji kryzysowej ludzie gromadzą się wokół znanego przywódcy, który obiecuje stabilność.
Musimy stanąć po stronie narodu ukraińskiego przeciwko rosyjskiej agresji, ale nie chciałbym, aby męczennik narodu ukraińskiego (prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski – PAP) służył Macronowi do uprawiania wewnętrznej polityki Francji – dodał.
Wywodzący się z konserwatywnych Republikanów mer miasta Meaux Jean-Francois Cope określił wizytę Macrona w Kijowie jako „strategię unikania” w czasie, gdy jego obóz polityczny nie ma gwarancji uzyskania bezwzględnej większości w Zgromadzeniu Narodowym. „To szaleństwo, lekkomyślność” – ocenił Cope w stacji RTL.
Szef skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI) Jean-Luc Melenchon powiedział: - Dla nas, Francuzów, jest trochę niebezpiecznie, gdy nasz prezydent jest tam w środku (wojny – PAP), wolelibyśmy, żeby nic mu się nie stało.
Z Paryża Katarzyna Stańko