Inne

Międzynarodowe mediacje na Bliskim Wschodzie stopniowo zaczynają przynosić efekty. Izrael znacznie zredukował działania bojowe w Strefie Gazy, a przedstawiciele Jerozolimy przygotowują się do rozmów pokojowych i zabiegają przede wszystkim o to, by zapewnić poparcie dla postulatu zablokowania przemytu broni tunelami pod granicą między palestyńską enklawą a Egiptem.

Reklama

>>> Śledź na bieżąco, co dzieje się w Gazie

Wśród międzynarodowych negocjatorów wciąż krążą kolejne warianty przyszłego rozwiązania pokojowego, jednak każdy z nich napotyka w końcu opór którejś ze stron konfliktu. Jak twierdzi izraelski prezydent Szimon Peres, szef ONZ lobbuje na Bliskim Wschodzie za choćby kilkudniowym zawieszeniem broni, które pozwoli wywieźć rannych z Gazy, dostarczyć oblężonym Palestyńczykom żywność i spokojnie negocjować długoterminowy rozejm.

Szansę na pokój widzą też inni politycy. "Mam nadzieję, że znajdujemy się w ostatniej fazie operacji" - twierdzi izraelski premier Ehud Olmert. Jednak jeden z liderów Hamasu, Chaled Meszal, zapewnia, że zbrojny opór będzie kontynuowany dopóki Izrael prowadzi operację w Strefie Gazy. Radykałowie odrzucają zarówno proponowane przez Egipt warunki rozejmu, jak i rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, która wzywa obie strony konfliktu do natychmiastowego przerwania ognia. Najprawdopodobniej jednak - mimo wojowniczych deklaracji - są tak osłabieni, że nie są już w stanie silnego oporu izraelskiej armii.

Rezolucja Rady Bezpieczeństwa "nie odpowiada interesom ani Hamasu ani też narodu palestyńskiego", gdyż nie uwzględnia aspiracji i głównych celów palestyńskich - twierdzi enigmatycznie przedstawiciel radykałow Raafat Morra.

Przebywający w Damaszku wiceprzewodniczący Biura Politycznego Hamasu Musa Abu Marzuk przedstawił trzy warunki zawarcia rozejmu. Są to wstrzymanie agresji izraelskiej, zniesienie izolacji Strefy, w tym otwarcie granicy z Egiptem oraz całkowite wycofanie wojsk izraelskich ze Strefy. Zastrzegł jednak, iż nawet spełnienie tych warunków nie będzie oznaczać wstrzymania ostrzału rakietowego Izraela. Nawet gdyby Izrael wierzył radykałom, to zastrzeżenie wyklucza jakikolwiek kompromis.

Reklama

>>>Rakiety z Libanu lecą na Izraelczyków

Z kolei premier Izraela Ehud Olmert oświadczył, że rezolucja Rady Bezpieczeństwa jest "niewykonalna" i zapowiedział, że armia będzie dalej bronić Izraelczyków.Rakiety wystrzelone tego rana przeciwko obywatelom Izraela dowodzą, że rezolucja ONZ jest niewykonalna i nie będzie przestrzegana przez terrorystyczne organizacje palestyńskie" - wyjaśnił izraelski premier.

Być może o tym, że zbliża się koniec konfliktu, decyduje sytuacja za oceanem. Już tylko kilkadziesiąt godzin dzieli świat od inauguracji nowego prezydenta USA, Baracka Obamy. A to wydarzenie ma kluczowe znaczenie dla Jerozolimy, która nie chce wciągać nowego prezydenta w konflikt na samym progu jego prezydentury. Według ekspertów, z którymi rozmawiał DZIENNIK, nikt w Izraelu nie ma złudzeń, że armia zniszczy Hamas. Chodzi raczej o to, by maksymalnie osłabić radykałów. I ten cel został osiągnięty. Teraz najważniejszym celem Jerozolimy jest zapobieżenie odbudowie arsenału Hamasu.

Już w ubiegłym tygodniu Izrael ogłosił przerywanie na trzy godziny dziennie operacji, aby organizacje humanitarne mogły dotrzeć do stojącej na skraju katastrofy humanitarnej Gazy. W Strefie brakuje bowiem wody, żywności i lekarstw. Zgodnie z informacjami Palestyńczyków, w dotychczasowych bombardowaniach i walkach na przedmieściach miast zginęło ponad 1100 ludzi, a grubo ponad 5 tysięcy zostało rannych.

Wiele zależy teraz od politycznej woli Egiptu, twierdzą analitycy. Jeżeli Kair obieca, że nie dopuści, by Hamas znowu się dozbroił, najważniejszy cel Izraela zostaie osiągnięty i obie strony konfliktu będą w stanie usiąść do negocjacji. Punktem wyjścia do rozmów ma być popierany przez USA francusko-egipski plan pokojowy, który wstępnie został zaakceptowany zarówno przez Izraelczyków jak i Palestyńczyków.

>>>Zobacz zdjęcia ze Strefy Gazy

"Podstawą porozumienia musi być zablokowanie możliwości ponownego uzbrojenia się przez Hamas" - mówił rzecznik izraelskiego premiera. "Nie pozwolimy na to, by rozejm pozwolil Hamasowi zaopatrzyć się w rakiety o zasięgu ponad 60 km" - dodał, przypominając, że podczas trwającego do 19 grudnia 6 miesięcznego zawieszenia broni Hamas przemycił do Strefy Gazy rakiety o zasięgu do 40 km.

Dlatego, choć ofensywa lądowa w Strefie Gazy trwa, to czołgi zatrzymały się na przedmieściach. Armia nie ma zamiaru wikłać się w walki z miejską partyzantką. Część oddziałów prowadzi operacje przeszukiwania domów, w których mają być ukryte hamasowskie arsenały. Wszystkie działania wojsk lądowych wspiera ostrzał z morza oraz izraelskie myśliwce. Izraelska armia uderzyła w dwóch kierunkach: otoczyła miasto Gaza, gdzie walki rozgorzały na północnych i wschodnich przedmieściach, oraz przecięła enklawę między miastami Rafah i Chan Junis, na południu Strefy. Z kolei najważniejszym celem ataków lotniczych stały się tunele, którymi Hamas przemyca z Egiptu broń i żywność.

Odkąd zaczął się konflikt, Palestyńczycy przekonywali, że to wykonanie wyroku śmierci na ich narodzie. "Izrael bombarduje, gdzie popadnie. Ludzie wychodzą na miasto tylko po to, by sprawdzić, czy w szpitalu nie ma ich bliskich" - relacjonowała nam Ewa Jasiewicz, Polka mieszkająca w Gazie. Jest przerażona skalą nalotów. "Dziś zaczepiła mnie zrozpaczona kobieta. Krzyczała, że teraz na pewno obłoży się bombami i wysadzi gdzieś w Izraelu" - mówi.

>>> Przeczytaj rozmowę z Polką mieszkającą w Gazie

"Nie ma już w Gazie bezpiecznych miejsc, żadna instytucja nie gwarantuje cywilom bezpieczesństwa" - mówiła nam Naila Ajesz, szefowa Centrum ds. Kobiet z Gazy. "Dlatego moja rodzina zdecydowała się po prostu zostać w domu, niech się dzieje, co ma się stać" - dodała.

>>> ONZ ostrzega przed katastrofą humanitarną

Izraelskie wojsko potwierdza, iż w trakcie rozpoczętej 27 grudnia operacji pod kryptonimem "Płynny ołów" zginęło dziesięciu żołnierzy izraelskich, a kilkudziesięciu innych zostało rannych, w tym kilku ciężko. Rakiety Kassam doprowadziły do śmierci trzech cywilów w Izraelu.

>>> Przeczytaj rozmowę z rzecznikiem premiera Izraela

Według rządu w Jerozolimie, operacja będzie trwać, dopóki południowy Izrael nie będzie bezpieczny. Armia ma ostatecznie rozprawić się z terrorystami, którzy wciąż mają zagrażać Izraelowi, oraz z organizatorami ataków rakietowych.

>>> Jakie są cele bojowników Hamasu?

Wojna przeciw Hamasowi wybuchła 27 grudnia, w sobotę rano. Po tym jak na pustynię Negew spadło ponad 100 hamasowskich rakiet Kassam, Izrael zdecydował się na odwet. Najpierw artyleria ostrzelała północną część Strefy. Później do akcji wysłano samoloty F-16. - Radykałowie palestyńscy mieli dostać jasny sygnał: każdy atak na Izrael zostanie surowo ukarany. I taki sygnał dostali - mówi nam Zaki Szalom, izraelski ekspert wojskowy.

Przedstawiciele Hamasu wezwali wszystkie pokrewne organizacje do ataków na Izrael. W ferworze walki zagrozili też, że izraelscy ministrowie - zwłaszcza Ehud Barak i szefowa dyplomacji Cipi Liwni - zapłacą życiem za operację "Płynny ołów". Chaled Meszal wzywał rodaków, by rozpętali nową intifadę przeciw najeźdźcom.

Sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon nie ukrywa, że jego zdaniem winę za wybuch walk ponoszą obie strony. Jednoznacznie poparły Izrael przede wszystkim Stany Zjednoczone, gdzie prezydent George W. Bush zażądał od Palestyńczyków, by odnowili rozejm z Izraelem - poprzednie zawieszenie broni dobiegło końca 18 grudnia. Z kolei państwa muzułmańskie mniej lub bardziej otwarcie wspierają Palestyńczyków

Brytyjczycy, którzy za terrorystów uznają wyłącznie ludzi związanych ze zbrojnymi bojówkami Hamasu z tzw. Brygad Izz ad-Dina al-Kassama, nie są już tak jednoznaczni w ocenach. Szef MSZ David Miliband wezwał do natychmiastowego zaprzestania ataków na Strefę Gazy.

Regionalny sojusznik Izraela, Turcja, ustami premiera Recepa Tayyipa Erdogana naloty nazwała zbrodnią przeciwko ludzkości. Erdogan, po fiasku mediacji, jakie próbował prowadzić na własną rękę na Bliskim Wschodzie, wezwał wręcz do wyrzucenie Izraela z ONZ za operację "Płynny ołów