Nie to, żeby Putin był wybitnym oficerem KGB. Jak napisał Witold Jurasz w książce "Wataha Putina”, miał raczej potencjał leningradzkiego taksówkarza, którym zresztą przez pewien czas po upadku komunizmu był, a nie Jamesa Bonda. Obydwu panów dzieli przy tym przepaść. Zek (od rosyjskiego zakluczonnyj, czyli więzień) czy też gar, jakbyśmy powiedzieli w polskiej gwarze więziennej, zawsze żyje w świecie równoległym do mienta (milicjanta, policjanta, czekisty czy też szerzej przedstawiciela władzy). Nawet jeśli się do siebie zbliżą, pozostanie między nimi duch wzajemnej pogardy. Zek może dojść do statusu stuka (donosiciela, informatora), ale nie wyżej. Niezależnie od tego, ile ma pieniędzy, nie będzie oligarchą ani oficerem.

Reklama

Prigożyn zdawał sobie z tego sprawę. Korzystał z wojny jako momentu rewolucyjnego, który pozwoliłby mu wbić się w system – nawiązując do losów Balzakowskiego Rastignaca – niczym kula armatnia lub wpełznąć w ten system poprzez intrygę jak gad. Prigożynowi jednak bliżej do innego bohatera „Ojca Goriota” – Vautrina, intryganta i kryminalisty, który kilkukrotnie trafia na galery i za kraty, by na końcu stać się kapusiem biura śledczego (sam zaoferował swoje usługi).

CZYTAJ WIĘCEJ W ELEKTRYCZNYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>