W uznawanych jeszcze do niedawna za tygrysy gospodarcze republikach załamanie ekonomiczne już przełożyło się na olbrzymie problemy społeczne.

>>>Za dwa lata Łotwa będzie bankrutem

Inara Sudare mieszka w Aizkraukle, małym, 9-tysięcznym miasteczku w środkowej Łotwie. Do niedawna mogła się szczycić, że żyje w kraju uznawanym za europejskiego lidera gospodarczego. Dzisiaj, gdy kryzys uderzył z nieznaną w większości innych państw UE siłą, coraz częściej myśli, jak przetrwać.

"Moje dzieci są już w Anglii, brat inżynier stracił niezłą pracę, a ja - choć na razie pracuję - mam na głowie kilka kredytów - opowiada w rozmowie z nami Inara. W podobnej sytuacji jest większość Łotyszy. Bałtowie zachłysnęli się sukcesem lat 90. Większość z nich żyła na kredyt. Dziś ponad połowa gospodarstw domowych jest zadłużona. Według dziennika "Dienas Bizness" ich dług przekracza już 120 proc. PKB. Jeśli sytuacja się nie poprawi, w ciągu dwóch lat wiele rodzin po prostu zbankrutuje.

>>>Kryzys i demonstracje zmiotły łotewski rząd

Niestety nic nie wskazuje na to, aby sytuacja nagle się poprawiła. W ciągu roku łotewska gospodarka skurczyła się prawie o 19 proc. To najwięcej w całej UE. "Najgorsze, że ludzie tracą nadzieję. Owszem, ci którzy tracą pracę, próbują jej szukać na Zachodzie. Ale tam przecież też trwa kryzys - załamuje ręce Sudare. Dodaje, że dziś na Łotwie jedynym dochodowym interesem są gabinety psychologiczne. "Załamania nerwowe i depresje są na porządku dziennym. A najbardziej zdesperowani zaczynają kraść" - mówi.

Rzeczywiście, przestępczość na Łotwie wzrosła do nienotowanego od dawna poziomu. "W zeszłym tygodniu gang usiłował włamać się do domu sąsiadki. To pierwszy taki napad na naszym osiedlu od pięciu lat! Wcześniej zdarzały się tu najwyżej włamania do samochodów" - pisze bloger z Rygi w swojej kronice kryzysu.

Reklama

>>>Na czas kryzysu gospodarki Europy szarzeją

To jednak nie koniec problemów bałtyckiej republiki. Po raz pierwszy od upadku komunizmu władze ostrzegają, że przed zbliżającymi się wyborami do unijnego parlamentu może dojść dokupowania głosów. Kłopoty dotykają uniwersytety. Ryska uczelnia odwołała dwa dni zajęć w tygodniu i podwyższyła czesne. Powód? Brakuje pieniędzy na prąd. Podobnie jest w szpitalach. "Przez ostatnie miesiące zimy kaloryfery grzały u nas tylko przez kilka godzin dziennie" - mówi nam Irina Starkova z jednego z ryskich szpitali.

>>>6 milionów Europejczyków trafi na bruk

Bank Światowy prognozuje, że w krajach takich jak Łotwa będzie tylko gorzej. "To świetny grunt dla rozwoju populizmu. Kryzys ludzki może wywołać bardzo poważne skutki polityczne" - mówił Robert Zoellick hiszpańskiemu dziennikowi "El Pais". Według niego na problemach Bałtów się zresztą nie skończy. Równie sfrustrowani lada dzień będą Hiszpanie, Grecy, Węgrzy czy Słowacy. A wybuch społeczny w tych krajach będzie tylko kwestią czasu.