Posterunki wojskowe na drogach i godzina policyjna od 15.00 do 6.00 rano - tak wygląda dziś peruwiański stan Amazonas. Po wprowadzeniu nowych zarządzeń błyskawicznie aresztowano 72 osoby. To najgorszy kryzys w południowoamerykańskim kraju od czasu rebelii Świetlistego Szlaku z lat 90.
>>>25 lat dla peruwiańskiego prezydenta
Kryzys zaczął się 5 czerwca, kiedy protestujący od prawie dwóch miesięcy przeciwko wierceniu w ziemi ich przodków w poszukiwaniu ropy i gazu Indianie wzięli na zakładników 38 oficerów policji. Według władz co najmniej dziewięciu demonstrantów zginęło podczas próby odbicia funkcjonariuszy przez wojsko. Ale protestujący mówią o aż 30 ofiarach w swoich szeregach.
>>>Prezydent Rosji też jest "Słońcem Peru"
Rządzący od 2006 roku prezydent Alan Garcia ma do rozwiązania potężny kryzys. Ale władze nie zamierzają ustępować Indianom. "To agresja przeciwko demokracji" - oświadczył w sobotę Garcia. Peruwiański przywódca obiecał "twarde działania" przeciwko protestującym i stwierdził, że policjanci zostali "bestialsko i brutalnie" zamordowani. Według prezydenta demonstranci podrzynali nieuzbrojonym pfunkcjonariuszom gardła i atakowali ich włóczniami. "To identyczne metody jak te, które stosowali partyzanci "Świetlistego Szlaku" - oskarżał Garcia.
>>>Maryja Dziewica urodziła Jezusa... w Peru
Ale protestujący Indianie wierzą, że racja jest po ich stronie. Chcą zmusić peruwiański Kongres do rewizji ustawy, która ułatwia zagranicznym firmom eksploatację złóż paliw kopalnych w dżungli, którą uważają za ziemię swoich praojców. Tysiące uzbrojonych we włócznie wojowników zapowiadają, że będą blokować drogi, jeśli rząd nie przestanie rozpędzać ich demonstracji. "Walczymy, bo boimy się że nasza ziemia zostanie nam odebrana" - mówi Denis Tangoa, jeden z protestujących autochtonów.