W powietrzu szybują ciała i fragmenty kadłuba, które za moment wpadną do Atlantyku... Po trzech tygodniach od wypadku wiadomo już tyle o ostatniej fazie lotu AF 447, by pokusić się o rekonstrukcję tragedii jego pasażerów.

Wieczorem 31 maja 12-osobowa załoga czteroletniego airbusa A330-200 Air France, który w tym miesiącu obsłużył już 24 trasy międzykontynentalne, przygotowywała się do kolejnego rutynowego rejsu. Ostatni pasażerowie zajmowali miejsca w kabinie. Dochodziła siódma wieczorem, gdy potężna sylwetka 170-tonowego samolotu rozpoczęła kołowanie na płycie lotniska imienia Antonia Carlosa Jobima. Maszyna wzbiła się w powietrze z trzyminutowym opóźnieniem. Nad Rio de Janeiro powoli zapadał niedzielny wieczór. Dla wielu spośród 216 pasażerów nocna podróż do Paryża była zwieńczeniem wakacji. O 9 rano mieli lądować w Paryżu na lotnisku de Gaulle’a.

Reklama

Stalowa sylwetka airbusa minęła właśnie plaże północno-wschodnich wybrzeży Brazylii. Z raportów przesyłanych kontrolerom lotu wynika, że pierwsze trzy godziny podróży przebiegały bez zakłóceń. Gdy samolot osiągnął pułap bezpieczeństwa, pasażerowie otrzymali aperitif, potem kolację i deser. Po posiłku wielu zaczęło drzemać. Airbus sunął z prędkością 865 km/h około 10,5 tys. metrów nad oceanem.

O 22.30 w odległości 565 kilometrów od wybrzeży Brazylii maszyna wleciała w olbrzymią chmurę. Załoga zdążyła zgłosić, że wchodzi w strefę burzowej pogody z bardzo silnymi turbulencjami. Po chwili kontakt z kontrolerami lotu został zerwany, kilkanaście minut później samolot zniknął z ekranów radarów. Przed 23.14 do komputerów Air France dotarła jeszcze seria 24 ostrzeżeń z Automatycznego Systemu Radiowej Emisji Tekstowej (ACARS) o niespójnej prędkości maszyny. Chwilę potem w airbusie wyłącza się autopilot. 58-letni kapitan Marc Dubois przejmuje stery...

Reklama

Trzy tygodnie od wypadku odnaleziono 400 fragmentów kadłuba oraz 50 ciał, które mogą pomóc w rekonstrukcji kolejnych sekund rejsu AF 447. Wiadomo, że zaraz po wejściu w burzową chmurę piloci otrzymali błędne dane o prędkości maszyny. Prawdopodobnie zawiodła tzw. rurka Pitota, czyli sonda mierząca ciśnienie pędzącego powietrza. "Najprawdopodobniej zapchały ją kryształki lodu. Na wysokości 10 - 12 tysięcy metrów krople deszczu zamieniają się w lód" - mówi nam Max Vermij z kanadyjskiego Accident Cause Analysis.

Piloci musieli szybko reagować - zapewne gwałtownie przyspieszyli. Jeśli samolot leci zbyt szybko, wówczas poziom obciążenia (nośności) przesuwa się do tyłu i w konsekwencji maszyna traci na wysokości. Wiadomo, że tuż przed tragedią ciśnienie w kabinach spadało co minutę, tak jakby airbus pikował. Reszty dokonały turbulencje - złamania nóg, bioder i ramion ciał ofiar katastrofy wydobytych z dna oceanu potwierdzają, że samolot rozpadł się jeszcze w powietrzu. Taką hipotezę sugeruje też obszar, na którym zostały znalezione zwłoki - niektóre z nich odnajdywano w miejscach odległych od siebie nawet o 90 kilometrów.

Wiele ciał, które trafiły do kostnicy w brazylijskim Recife, było odarte z ubrań. Prawdopodobnie dokonał tego pęd powietrza - ludzie spadali z prędkością prawie 200 km/h. Rodziny wciąż pytają, co przeżywali ich bliscy w swoich ostatnich chwilach życia, czy cierpieli. "Mój syn zginął w dzień swoich urodzin" - rozpacza Diana Raquel, matka 35-letniego dentysty Jose Rommela Amorima. Lekarze medycyny sądowej sprawdzają m.in., czy w płucach ofiar jest woda, co oznaczałoby, że żyli jeszcze w chwili wpadnięcia do oceanu. "Zanim uderzyli o taflę wody, byli już dawno martwi" - mówi nam Chris Yates, ekspert ds. bezpieczeństwa lotniczego. Jego zdaniem, choć dla rodzin to niewielka pociecha, śmierć przyszła szybko. "Dekompresja samolotu trwa sekundy. Na tej wysokości nie ma wystarczającej ilości tlenu, by oddychać, więc szybko stracili świadomość" - dodaje Yates.

Reklama

***

Air France jako jeden z dwóch przewoźników na świecie utrzymuje codzienne połączenia z Rio de Janeiro. Tydzień po tragedii władze firmy zadecydowały o zmianie numeracji lotów. Dzienny rejs z Paryża do Rio pozostanie oznaczony AF 444, jednak nocny z AF 447 przemianowano na AF 445. Po katastrofie praktycznie wszystkie linie korzystające z airbusów, np. Qatar Airlines, zapowiedziały wymianę mierników prędkości.