Jako arcybiskup Westminsteru, Nichols przewodzi czterem milionom katolików w Anglii i Walii. Ta rzesza wiernych usłyszała w niedzielę od swojego duchowego przewodnika, że przyjaźnie zawarte na Facebooku czy MySpace są płytsze od znajomości z rzeczywistości. Według Nicholsa kluczowym czynnikiem w pladze samobójstw wśród młodych ludzi jest rozpad tych kruchych internetowych więzi i związana z nimi trauma.

Reklama

>>>Kogo wyrolował właściciel Facebooka

"Przyjaźń to nie towar, tylko coś, co wymaga ciężkiej pracy i wytrzymałości" - oświadczył biskup.

Tymczasem według kościelnego dostojnika sieci społecznościowe nie oferują możliwości zbudowania zwartej społeczności, a młodzi ludzie są zachęcani do budowania łatwych do zniszczenia sieci luźnych znajomości. Gdy zaś do takiej dezintegracji dochodzi, czują się opuszczeni. Dodatkowo według arcybiskupa Nicholsa z powodu przeniesienia aktywności towarzyskiej ludzi do rzeczywistości wirtualnej osłabieniu uległy takie umiejętności jak rozpoznawanie ludzkich emocji i języka ciała, a nadmierne użycie elektronicznych środków komunikacji "dehumanizuje" życie społeczności.

>>>Młodzież chce mieć wszystko za darmo

Nichols skomentował w ten sposób śmierć 15-letniej uczennicy Megan Gillan, która przedawkowała środki przeciwbólowe po tym, jak została udręczona i zaszczuta przez innych użytkowników na portalu społecznosciowym Bebo. Ale dezaprobata księdza arcybiskupa dla wirtualnych sieci znajomych może stać w sprzeczności z jego własnym życiem.

>>>Chcesz być kolegą papieża? Klikaj!

Na Facebooku jest profil Vincenta Nicholsa, który przedstawia się jako arcybiskup Westminsteru. Użytkownik ten podaje nawet właściwy adres domowy prawdziwego biskupa - Ambrosden Avenue w Westminsterze. Wirtualny Nichols ma 336 przyjaciół. Jednak rzecznik biskupa wciąż nie potwierdził, czy towarzyski internauta z Facebooka i wrogi sieciom społecznościowym arcybiskup to jedna i ta sama osoba.