Sceptycyzmowi Stiepaszyna trudno się jednak dziwić. Ciężko chory na serce Borys Jelcyn gorączkowo poszukiwał następcy. A powołanie byłego pracownika sowieckich specsłużb na premiera było piątą kolejną zmianą w Białym Domu na przestrzeni 17 miesięcy. Media naprędce stawiały pytanie: kim pan jest, panie Putin? "Rosjanie nigdy nie zaakceptują człowieka, który odgórnie został im narzucony jako następca Jelcyna" – przewidywał lewicowy deputowany Michaił Łapszyn.

Reklama

>>>Półnagi Putin gra macho na wakacjach

Stało się jednak inaczej. Nikomu nieznany Putin zdołał w krótkim czasie zbudować wizerunek silnego człowieka. Pomogła mu w tym "mała, zwycięska wojna". "Rosja nie rozmawia z terrorystami, Rosja ich likwiduje" - mówił premier, posyłając czołgi na Grozny. Taka postawa musiała spodobać się Rosjanom, autentycznie cierpiącym z powodu utraty prestiżu ich ojczyzny po upadku ZSRR, bo wkrótce potem Putin z 53-proc. poparciem wygrał wybory i objął pełnię władzy.

>>>Władimir Putin znalazł się na dnie

Czy jednak odbudowa Rosji jako ponadregionalnej potęgi udała się Putinowi? Rosjanie chcieliby wierzyć, że tak. "Proponuję porównać, z jak wielką uwagą na działania Rosji patrzą Amerykanie, Chińczycy czy Europejczycy za czasów Jelcyna i Putina. W porównaniu z epoką Jelcyna Rosjanie mają znacznie więcej do powiedzenia" - przekonuje w rozmowie z nami szef "Rossii w Głobalnoj Politikie" Fiodor Łukjanow. Rzeczywistość nie wygląda jednak tak różowo. "Rosjanom co prawda udało się zapobiec wybuchowi kolorowej rewolucji u siebie, ale już na uratowanie Ukrainy w 2004 r. nie mieli szans" - przyznaje Łukjanow.

>>>Upadek Chodorkowskiego to zemsta Putina

Jeszcze w lutym 2007 r., gdy Putin podczas konferencji w Monachium wygłosił ostre przemówienie przeciw Amerykanom, zachodni publicyści głośno mówili o nowym wyścigu zbrojeń. Podczas wojny w Gruzji w sierpniu 2008 r. wydawało się, że to do Rosji należy ostatnie słowo. Za jednym zamachem Putinowi (już jako premierowi) udało się pozbawić rywala dwóch zbuntowanych republik, skompromitować jego przywództwo i udaremnić starania o wejście do NATO. Wówczas jednak Rosja była u szczytu potęgi. O kryzysie finansowym nikt nie słyszał, a ceny ropy szybowały w górę. Załamanie gospodarcze obnażyło jednak prawdziwe oblicze Putinowskiego państwa.

Reklama

>>>Obama spotkał się dziś z Putinem

"Kryzys ujawnił błędy polityki Putina. Sytuacja gospodarcza nadal zależy od czynników zewnętrznych, w tym od koniunktury na ropę" - komentuje w rozmowie z nami politolog Aleksiej Makarkin. Dwucyfrowa recesja zmusiła władze do ostrych cięć budżetowych. Same nakłady na armię wyrażone w dolarach spadły o 40 proc. Na domiar złego Rosjanie po styczniowym odcięciu gazu Europie Środkowej podkopali swoją wiarygodność jako dostawca surowców.

"W ten sposób tylko rozbudzono stare obawy Zachodu przed naszą polityką gazową" - mówi Łukjanow. W rezultacie kryzysu od Moskwy zaczęli odwracać się nawet najwięksi zwolennicy. Na gniewne pomruki pod jej adresem decydują się nawet Białoruś i Tadżykistan. Sytuację wykorzystują rywale - Europa stara się ostatecznie wyrwać Mińsk z rosyjskiego uścisku, a Chiny coraz odważniej poczynają sobie w Azji Środkowej.

>>>Coraz mniej Rosjan ufa w skuteczność władz

Wielu komentatorów jest przekonanych, żeby gdyby kryzys wybuchł rok wcześniej, Putin nie zdecydowałby się na eksperyment tandemokracji, czyli podziału władzy między premiera a prezydenta. W 2008 r. szefem państwa został jego protegowany Dmitrij Miedwiediew, który natychmiast mianował poprzednika szefem rządu. System na razie działa, a Putin nadal zachowuje realną władzę. Trudno jednak ukryć, że w sprawach międzynarodowych nie odgrywa takiej roli, o jakiej marzył w czasie słynnego przemówienia w Monachium.