Jak informuje Daily Mail, hiszpański galeon San Jose zatonął w kolumbijskim porcie Kartagena, gdy jego prochownia została zdetonowana podczas bitwy z Brytyjczykami ponad 300 lat temu. Na pokładzie znajdowały się skarby o wartości do 20 miliardów dolarów oraz 600 marynarzy, ocalało jedynie 11.
Spoczywający na głębokości prawie kilometra statek odkryto w 2015 roku. W zeszłym roku ujawniono zdjęcia doskonale zachowanego ładunku.
Rząd Kolumbii zapowiedział, że zostanie wrak zostanie wyciągnięty z wody przed zakończeniem kadencji prezydenta Gustavo Petro w 2026 roku.
Kto ma prawa do statku?
Rozpocznie się jednak zacięta walka o to, kto jest właścicielem wraku. Amerykańska firma badawcza Glocca Morra twierdzi bowiem, że znalazła San Jose w 1981 roku, jako pierwsza, i przekazała współrzędne Kolumbijczykom pod warunkiem, że po odzyskaniu statku otrzyma połowę fortuny - według szacunków około 10 miliardów dolarów – w ramach umowy o promocji handlu między USA a Kolumbią.
W 2015 roku jednak sprzeciwił się temu ówczesny prezydent Kolumbii, Juan Manuel Santos, który powiedział, że marynarka wojenna znalazła łódź na morskim dnie w innym miejscu. Minister kultury Kolumbii, Juan David Correa potwierdził jego słowa.
Sprawę dodatkowo komplikują sprzeczne ze sobą roszczenia Hiszpanii, do której marynarki wojennej należał statek, oraz rdzennej nacji Boliwii, Qhara Qhara, która twierdzi, że jej ludność była zmuszana do wydobywania złota i klejnotów, więc skarby należą do nich.
Wrak statku to "jeden z priorytetów" kolumbijskiego rządu
Tymczasem Kolumbia uznała to znalezisko za ogromne osiągnięcie historyczne i kulturalne.
Juan David Correa powiedział, że rząd uważa sprawę za bardzo ważną. - To jeden z priorytetów administracji Petro - przekazał.