Reprezentująca prawe skrzydło Partii Konserwatywnej Braverman od czasu objęcia stanowiska szefowej MSW we wrześniu zeszłego roku wzbudzała liczne kontrowersje swoimi wypowiedziami, w szczególności na temat imigracji, jednak w miniony weekend wzmogła się presja na Sunaka, by ją odwołał.

Reklama

"Marsze nienawiści"

Powodem były jej wypowiedzi poprzedzające sobotni marsz solidarności z Palestyńczykami w Londynie, które w powszechnej ocenie podgrzewały i tak napiętą atmosferę, a zatem pośrednio przyczyniły się do starć między przybyłymi do stolicy zwolennikami skrajnej prawicy a policją. W sobotę w Londynie aresztowano 126 osób, w większości związanych ze skrajną prawicą.

Ponadto w czwartek opublikowała na łamach "The Times" artykuł, w którym jak się później okazało, nie naniesione zostały zasugerowane przez biuro premiera poprawki. W artykule tym Braverman nie dość, że po raz kolejny nazwała propalestyńskie demonstracje "marszami nienawiści", to jeszcze zarzuciła policji brak bezstronności i łagodniejsze traktowanie lewicowych demonstrantów niż prawicowych.

Reklama

Braverman zwolniona

Odwołania Braverman po tym domagała się nie tylko opozycja, ale także część posłów Partii Konserwatywnej, a ponoć nawet część członków rządu uważała, że dalsze pozostawanie przez nią na stanowisku jest niemożliwe.

Ale w ostatnich dniach w mediach pojawiały się sugestie, że Braverman celowo wzbudzała kontrowersje, aby zostać wyrzucona z rządu, gdyż w ten sposób będzie mogła bardziej otwarcie pozycjonować się jako kandydatka do zastąpienia Sunaka po przyszłorocznych - zapewne przegranych przez konserwatystów - wyborach do Izby Gmin. Braverman nie ukrywa, że ma takie ambicje, a szeregowi członkowie partii, którzy będą mieli decydujący głos w wyborach nowego lidera, bardzo dobrze przyjmują jej wyraziste światopoglądowo wypowiedzi.