Kowal został zapytany w TVN24 o atak terrorystyczny, który miał miejsce w piątek w hali koncertowej Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą, gdzie uzbrojeni napastnicy zaatakowali ludzi czekających na koncert zespołu Piknik.
Będzie dużo dyskusji na temat tego, kto odpowiada za zamach. Będzie pewnie dyskutowany wariant: Państwo Islamskie, wariant: Putin, jakiś wariant mieszany - bo pamiętajmy, że może być wariant mieszany - ocenił.
Zdaniem Kowala, należy pamiętać o tym, że prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin "szuka możliwości, żeby ostro uderzyć w tym roku".
Narosło przekonanie, że 2024 rok ma być decydujący. Duch tej konfrontacji krąży dziś nad Europą. Oznacza to z jednej strony, że coraz więcej istotnych polityków na Zachodzie mówi: tak, jest ryzyko, że Putin uderzy na państwa NATO; żeby to się stało musi mocno uderzyć w 2024 r. Naszym zadaniem jest stanąć mu na drodze i nie pozwolić na taki rozwój wypadków - mówił.
Kowal zastrzegł, że Putin myśli w kategoriach operacji specjalnej, a nie buntu i ruchów społecznych. "Po to, żeby przeprowadzić swoje działania, przygotowuje prowokacje, uderzenia pod fałszywą flagą, udaje kogoś innego" - zaznaczył.
Przypomniał, że w przeszłości Putin wielokrotnie, zanim podjął jakieś kroki, robił "operację specjalną" albo używał jakiejś sytuacji po to, żeby uzasadnić większy terror czy ostrzejsze działanie. Putin szuka pretekstu, żeby ostrzej zagrać na Ukrainie, żeby zmobilizować więcej Rosjan, wewnętrznie - ocenił.
Zdaniem Kowala, Rosja ma obecnie "lepszy moment" i chce się "wbić w okno możliwości przed wyborami w USA". Liczą na dwa rozwiązania: albo wygra Joe Biden, ale będzie słabszy, albo wygra Donald Trump i jakoś się szybko dogadamy. Putin chce tego rozwiązania, w związku z tym liczy na osłabienie Ukrainy szybko (...). Putin zdaje sobie sprawę z tego, że za rok czy dwa może być w trudniejszej sytuacji, jeśli nie wykorzysta tego okna 2024 roku - zaznaczył.
Kowal został zapytany, czy wierzy w zapewnienia wywiadu Ukrainy, że to państwo nie ma nic wspólnego z zamachem. Nie ma dzisiaj żadnych poważnych głosów, analiz, ani tym bardziej odwodów na to, żeby to dotyczyło Ukrainy - ocenił.
Podkreślił, że patrzy na zamach raczej z perspektywy potencjalnych celów Władimira Putina. On wie to, co my wiemy. Jeżeli minister obrony Niemiec mówi, że za kilka lat będzie uderzenie na Zachód, jeżeli to samo mówią Brytyjczycy, jeżeli słyszymy to od Francuzów, to on zna te same dane i operuje na tym samym lęku. Chce z jednej strony zastraszyć, a z drugiej strony czuje słabość Ukrainy - bo nie dojechała (tam) amunicja - mówił.
Zdaniem Kowala, Ukraińcy są dobrze przeszkoleni i mają wciąż ducha bojowego, ale z amunicją mają poważny problem. No i teraz jest wyścig z czasem" - stwierdził. Kowal zaznaczył, że premier Donald Tusk w ostatnich tygodniach podjął ofensywę dyplomatyczną. "Jeśli jest taka mobilizacja na Zachodzie, to o czymś to świadczy (...). To znaczy, że oceniamy ryzyka i staramy się temu zaradzić i stanąć na przeszkodzie temu, co mogłoby się stać - zastrzegł.
Zamach pod Moskwą
Uzbrojeni napastnicy zaatakowali w piątek salę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą. Otworzono do ludzi ogień, były też doniesienia o eksplozjach. W budynku wybuchł pożar, w wyniku którego zawaliło się górne piętro budynku.
Zamachowcy, których było co najmniej czterech (według niektórych podejrzeń nawet 20), zbiegli z miejsca zamachu. W sobotę rano pojawiły się nieoficjalne informacje o zatrzymaniu dwóch mężczyzn w obwodzie briańskim, a czterech podejrzanych miało uciec organom ścigania.
Według oficjalnych danych rosyjskiego ministerstwa zdrowia 140 osoby ucierpiały w wyniku zamachu, lecz nieoficjalne źródła podają, że rannych zostało blisko 200 ludzi. Komitet Śledczy Rosji podał w sobotę, że liczba śmiertelnych ofiar ataku wzrosła do 93.