Daleko za nim jest obóz prezydenta Emmanuela Macrona, idący na wybory pod hasłem "Razem dla Republiki". Centrowa prezydencka partia Odrodzenie wraz z sojusznikami uzyskiwała w ostatnich sondażach 20 procent. Lewicowy Nowy Front Ludowy (NFP), choć obrał sobie za cel uniemożliwienie zwycięstwa skrajnej prawicy, zdobywał w sondażach ok. 29 procent.

Reklama

Wiele zależy od tego, czy Zjednoczenie Narodowe (RN) zdobędzie większość bezwzględną w parlamencie pozwalającą na samodzielne rządy, czy też jedynie mocną większość względną. W tym drugim przypadku politolodzy prognozują możliwość różnych koalicji, bądź nawet rządu eksperckiego. Jeśli zaś RN będzie mogło utworzyć rząd samodzielnie, we Francji nastąpi koabitacja - współrządzenie premiera i prezydenta z różnych opcji politycznych. Aby tak się stało i aby na czele rządu stanął kandydat RN na premiera - Jordan Bardella, partia ta musi zdobyć 289 mandatów.

Do tej pory niektóre, lecz nie wszystkie, sondaże prognozowały, że Zjednoczenie Narodowe przekroczy ten próg.

Reklama

Wygra skrajna prawica? Przedterminowe wybory we Francji

Wybory odbywają się w 577 okręgach wyborczych według ordynacji większościowej. W niższej izbie parlamentu, Zgromadzeniu Narodowym jest 577 miejsc. W pierwszej turze 30 czerwca ci kandydaci, którzy otrzymają 50 proc. głosów przy frekwencji nie mniejszej niż 25 procent wyborców w okręgu, automatycznie zwyciężają. Zwykle tak się nie zdarza i dlatego w większości okręgów nastąpi druga tura, wyznaczona na 7 lipca. Do niej przechodzą wszyscy kandydaci, na których głosowało ponad 12,5 proc. uprawnionych do głosowania. Ostatecznie wygrywa ten, który zdobędzie najwięcej głosów.

System ten sprawia, że głosowanie może przynieść wiele niespodzianek. Na przykład możliwe jest (zwłaszcza przy wysokiej frekwencji), że w drugiej turze znajdzie się trzech kandydatów. Lewica już planuje wycofanie w niektórych okręgach swego kandydata w drugiej turze, by przerzucić głosy na polityka, który będzie miał szansę na pokonanie rywala z RN. Z drugiej strony, sondaże wskazują, że daleko nie wszyscy wyborcy zamierzają respektować partyjne wskazówki w sprawie głosowania.

Jedno wydaje się pewne: wysoka frekwencja. Sondaż ośrodka Ifop opublikowany w piątek prognozował, że do urn uda się 67 proc. Francuzów, podczas gdy w 2022 roku głosowało 47,5 proc. Do głosowania uprawnionych jest 49 mln wyborców.

Głosowanie już się odbyło w okręgach utworzonych za granicą, a w sobotę wybory trwają w terytoriach zamorskich Francji. Jako pierwsi udali się do lokali wyborczych mieszkańcy Saint Pierre i Miquelon, wspólnoty zamorskiej Francji na archipelagu w pobliżu Kanady. We Francji głosowanie rozpoczyna się w niedzielę o godz. 8 rano, kończy się o godz. 18 w mniejszych miejscowościach i o godz. 20 w dużych miastach, w tym w Paryżu. Podane zostaną wyniki exit polls, które jednak nie określą do końca ostatecznej liczby mandatów dla poszczególnych partii.

Wybory już uznane zostały za historyczne. To pierwsze od 1997 roku przedterminowe głosowanie jest wynikiem politycznego trzęsienia ziemi, jakim była decyzja Macrona o rozwiązaniu parlamentu. Prezydent podjął ją 9 czerwca w reakcji na zdecydowaną wygraną RN we francuskich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Wcześniej partia Le Pen lub ona sama uzyskiwała dobre wyniki (w wyborach do PE, czy prezydenckich), ale był to bardziej wyraz protestu Francuzów niż powszechna chęć, by oddać rządy skrajnej prawicy - i w ostatniej chwili (drugiej turze) nie dopuszczali jej do władzy. Wśród obecnych kłopotów gospodarczych, zniechęcenia do tradycyjnych partii i rozczarowania rządami Macrona tym razem szala może przechylić się na jej stronę.