Berlusconi oświadczył, że na stanowisku Waszyngtonu zaważyła postawa włoskich władz, dążących do przywrócenia klimatu współpracy z Rosją w duchu - jak przypomniał - Pratica di Mare, gdzie w 2002 roku podpisano umowę między NATO a Moskwą.

Reklama

"Przykro mi, że w żaden sposób nie został zauważony wielki gol naszej polityki zagranicznej, strzelony niedawno" - żalił się włoski premier. I mówił: "Pierwszą troską i pierwszym celem naszej polityki zagranicznej od początku prac tego rządu, o czym mówiliśmy otwarcie, było wznowienie stosunków między nową administracją amerykańską i administracją Federacji Rosyjskiej, które uległy zamrożeniu w następstwie decyzji amerykańskiej o instalacji rakiet w Republice Czechosłowacji i w Gruzji oraz w związku z ofertą ze strony amerykańskiej administracji wobec Ukrainy i Gruzji, by weszły do NATO".

"Federacja Rosyjska poczuła się, by tak rzec, otoczona i od razu odpowiedziała, instalując własne rakiety wymierzone w nas w enklawie Kaliningradu na Litwie. Zrobiliśmy krok wstecz, a mówi to ten, kto przez całe dziesięciolecia przeżywał widmo zimnej wojny i dwóch przeciwstawnych arsenałów atomowych" - oświadczył premier Włoch.

"Mógł zawsze trafić się wariat, który doprowadziłby do zniszczenia świata, bo powróciliśmy do stojących naprzeciwko siebie rakiet. Uznałem sprawę tę za priorytet polityki zagranicznej i korzystając z przyjaźni z Federacją Rosyjską oraz przyjaźni, jaką potrafiliśmy zachować z Hillary Clinton i z prezydentem Obamą, i korzystając z faktu, że liczymy się na arenie międzynarodowej (...), uruchomiłem poprzez ministra Frattiniego i sam osobiście całą akcję, ażeby z tych dwóch decyzji się wycofano" - chwalił się Berlusconi.

I dodał: "Wycofano je kilka dni temu, ogłosił to minister Obama, a dzień później Dmitrij Miedwiediew zapowiedział, że także Rosja rezygnuje z rakiet w Kaliningradzie". "Uważam, że to jest wielkie osiągnięcie" - ocenił Berlusconi. I zapewnił: "Jestem bardzo dumny z tego rezultatu".