Amerykańskie sankcje na eksport broni do Iranu uchwalono jeszcze w 1984 r., ale nie uniemożliwiło to Teheranowi zakupów sprzętu na całym świecie. Jak Iranowi udaje się omijać sankcje?

Reklama

>>> Czytaj także: Irańskie rakiety sięgną już Amerykanów

"Urządzenia i technologie skupuje międzynarodowa siatka pośredników i podstawionych firm, w tym z takich krajów jak USA. To, co robią ci ludzie, to z praktycznego punktu widzenia zwykły przemyt, ale ciężko jest złapać kogoś na gorącym uczynku, ponieważ obrót częściami do reaktorów np. wirówkami nie jest zabroniony, a rozbudowana sieć pośrednikówutrudnia identyfikację docelowego odbiorcy, jakim jest Iran" - tłumaczy w rozmowie z nami działanie mechanizmu Ephraim Asculai, ekspert z Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Narodowym z Tel Awiwu.

Mózgiem najważniejszej siatki, z której usług korzystał też Iran, był Abdul Kadir Khan, ojciec pakistańskiej bomby atomowej. Przy współpracy m.in. z biznesmenami z Niemiec produkował części do reaktorów w Malezji, by dalej, pod przykrywką firmy komputerowej, transportować je do Dubaju. Stamtąd jego wspólnicy szmuglowali je do Iranu i Libii. Oprócz sprzętu, 73-letni naukowiec miał "w ofercie" przede wszystkim schematy konstrukcyjne bomb atomowych. W 2006 roku służby specjalne Islamabadu nieoficjalnie przyznały, że w ciągu ostatniej dekady ludzie Khana przeszmuglowali do Dubaju przynajmniej kilkaset wirówek typów P-1 i P-2. Większość najprawdopodobniej trafiła później do Iranu.

Reklama

>>> Czytaj więcej, jak Iran grozi swoim wrogom

Szmugiel uranu i urządzeń prowadzony jest nie tylko z takich krajów jak Pakistan czy byłe republiki ZSRR, ale także z państw Zachodu. W kwietniu 2009 w Toronto aresztowano 38-letniego Irańczyka posługującego się kanadyjskim paszportem, który skupował transduktory ciśnienia (niezbędne do wzbogacania uranu w celach militarnych) i przygotowywał ich transport do ojczyzny.

czytaj więcej

Reklama



Tego typu sprzęt trafia do Iranu najczęściej przez Dubaj, na pokładzie irańskich statków handlowych. Jeszcze we wrześniu 2008 r. amerykański departament skarbu oficjalnie nałożyłsankcje na irańskie państwowe linie oceaniczne IRISL i 18 siostrzanych spółek oraz wciągnął je na czarną listę firm, które łamią embargo. "IRISL nie tylko ułatwia transport ładunków do krajów, które łamią porozumienia o nieproliferacji, ale także fałszuje dokumenty i używa oszustw, by ukryć swój udział w tym nielegalnym handlu" - mówił wówczas Stuart Levey z departamentu skarbu. Chodzi o ciągłe zmiany nazwy statków i przemalowywanie kadłubów, które ma utrudnić identyfikację i wprowadzić w błąd międzynarodowych kontrolerów.

>>> Czytaj także:"Irańskie rakiety mogą sięgnąć Polski"

27 stycznia tego roku, zaledwie dziewięć dni po zakończeniu działań wojennych w Gazie, amerykańska marynarka wojenna zatrzymała na Morzu Czerwonym statek "Monchegorsk", pływający pod flagą Cypru, ale wydzierżawiony przez IRISL. Na jego pokładzie znajdowało się kilkadziesiąt skrzyń z amunicją do broni maszynowej, moździerzy i armat przeciwpancernych. Oficjalnie statek, którego portem docelowym była Lakatia w Syrii, miał przewozić metale i chemikalia. Przypuszcza się jednak, że prawdziwym celem rejsu "Monchegorska" był Liban lub Gaza.

"Żeby zmusić Iran do przestrzegania embarga, niezbędna byłaby kooperacja sąsiadów Iranu od Turcji, przez państwa basenu Morza Kaspijskiego po Rosję. Konieczne byłoby także nasilenie kontroli statków pływających wzdłuż południowych wybrzeży Iranu. Amerykańska 5. Flota z Bahrajnu mogłaby odegrać tu ogromną rolę, ale podjęcie takiej szeroko zakrojonej blokady nie będzie łatwe ze względu na reperkusje dyplomatyczne" - podsumowuje w rozmowie z nami Ephraim Asculai.