Wraz z Kaczyńskim przed domem w Gdańsku-Wrzeszczu, w którym mieszkała legendarna działaczka "Solidarności" zebrało się ponad sto osób, głównie kandydatów PiS do parlamentu oraz sympatyków i działaczy partii. Jak wskazywały transparenty, byli to m.in. członkowie klubów Gazety Polskiej z Gdańska i Starogardu Gdańskiego.

Reklama

Prezes PiS dotarł do Gdańska w czwartek pociągiem z Warszawy. Jak mówił, była to dla niego symboliczna "podróż do zwycięstwa". Po drodze Kaczyński mobilizował lokalnych działaczy PiS do aktywności w ostatnich dniach przed wyborami.

"Solidarność zmieniła nasz kraj, zmieniła Europę i świat, a u początku Solidarności i można powiedzieć, że w tym wszystkim, co było jej istotą, była Anna Walentynowicz" - mówił lider PiS w swoim wystąpieniu przed kamienicą we Wrzeszczu.

Jego zdaniem "Walentynowicz stając się zaczynem buntu, który wstrząsnął nie tylko Polską, ale także światem, wpisała się w polską historię, jak bardzo niewielu ludzi".

Jak podkreślił, bez Walentynowicz ruch, jakim była Solidarność, by nie powstał. "To ona podtrzymała strajk w momencie, kiedy opadał, to ona w dziejach tego ruchu strzegła w sposób najbardziej twardy i bezkompromisowy jego podstawowych wartości. Dlatego zasługuje na szczególną pamięć" - zaznaczył prezes PiS.

W jego opinii, śmierć Walentynowicz w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem także miała wymiar symboliczny, gdyż - jak podkreślił - zamknęła w sposób niezwykły ten nadzwyczajny życiorys. "Jeśli o kimś można powiedzieć, że był wielki, to można to właśnie powiedzieć o pani Annie. Przyjechałem tutaj, aby jej jeszcze raz podziękować tu, pod jej domem, w którym miałem zaszczyt bywać. Dziękujemy ci, Aniu" - powiedział Kaczyński.

Annę Walentynowicz wspominała też Joanna Gwiazda, żona innej legendy "S" - Andrzeja Gwiazdy, kandydata PiS do Senatu. "Ania przez cały czas walczyła o to samo, wyznawała te same wartości, walczyła o prawa pracownicze, o godziwą płacę, o bezpieczne warunki pracy, walczyła o wolność słowa, żeby nikt nie był represjonowany za poglądy" - mówiła.

Reklama

Jarosław Kaczyński odpowiadając na pytanie reportera TV Trwam dotyczące wrażeń z podróży pociągiem z Warszawy do Gdańska powtórzył, że "podróż była długa". "A jeśli chodzi o +Polskę w budowie+; jeśli w okresie komunistycznym, kiedy Polska nie była dobrze zorganizowana i nie inwestowała w koleje, jechało się różnie, ale tak mniej więcej ok. czterech godzin, a teraz jechaliśmy ponad siedem godzin, no to można powiedzieć, że jest to przesada". Powiedział, że "rozumie, że są przebudowy ale można to było zorganizować krótszą trasą; tutaj nie działa elementarnie sprawna administracja".



Za "miłe przeżycia" uznał natomiast "sympatyczne przyjęcie przez załogę pociągu" oraz spotkania na stacjach z wieloma ludźmi, którzy go witali. "Generalnie rzecz biorąc, to było dobre przeżycie w trudnym czasie kampanii" - dodał.

Odpowiadając na drugie pytanie TV Trwam Kaczyński zapewnił, że "PiS jest gotowe do niedzielnych wyborów". Inni dziennikarze nie mieli okazji zadać pytań.

Uroczystość przed domem Walentynowicz zakłóciło pojawienie się kobiety z pudełkiem po pizzy; gdy je otworzyła ukazał się napis "Spieprzaj dziadu". Natychmiast podbiegli do niej mężczyźni w kamizelkach z napisem "Stocznia Gdańsk", zabrali pudełko i zmusili do opuszczenia miejsca konferencji. Nie było przepychanek ani krzyków. Odbyło się to w asyście, obecnego na miejscu, policjanta.

Na dworcu PKP w Gdańsku szefa PiS - jak na innych stacjach, na których zatrzymywał się pociąg - witali działacze jego partii; byli tam też sympatycy PO i Ruchu Palikota. Zwolennicy PiS-u wznosili m.in. okrzyki: "Zwyciężymy!" i "Bóg, Honor, Ojczyzna"; z kolei sympatycy Platformy mieli transparenty z napisami: "Polska w budowie".

Delegacja PiS na czele z prezesem partii złożyła również kwiaty na grobie Anny Walentynowicz na gdańskim Srebrzysku. W przedostatnim dniu kampanii wyborczej prezes PiS złożył także kwiaty pod Pomnikiem Poległych Stoczniowców w Gdańsku.