Lekarze zdecydowali się przewieźć chorego do szpitala we Wrocławiu, gdy w środę jego stan nagle się pogorszył. Operacja była ryzykowna - do tej pory nikt w Polsce nie odważył się wieźć karetką chorego z ciężką niewydolnością oddechową, podłączonego do sztucznego płuca - opisuje gazeta.pl.
Teoretycznie dystans między Kępnem a Wrocławiem ambulans powinien przejechać w mniej więcej dwie godziny. Jednak podróż poważnie się skomplikowała. Wszystko przez baterię zasilającą sztuczne płuco, do którego podłączony był chory, a która była w stanie wytrzymać najwyżej pół godziny. Niestety nie da się jej naładować w karetce.
Ambulans musiał się zatrzymać na stacji benzynowej w Oleśnicy, potem w Bykowie. Ładowanie baterii za każdym razem trwało dwie godziny. Po raz trzeci bateria padła na przedmieściach Wrocławia. Wtedy z pomocą przyjechali strażacy, którzy podłączyli sztuczne płuco do swjego agregatu, przeciągając kabel po dachach samochodów.
"Pacjent po 9-godzinnym transporcie jest w stanie ciężkim, ale stabilnym" - zapewnił radio TOK FM prof. Jakubaszko.