W sierpniu 2008 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał, że Specjalistyczny Zespół Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu i ubezpieczyciel szpitala muszą wypłacić rodzicom dziecka tytułem zadośćuczynienia kwotę 2,4 mln zł. Sąd zdecydował też, że szpital będzie musiał płacić dziecku rentę inwalidzką w wysokości 6 tys. zł miesięcznie.

Reklama

Sąd Apelacyjny uznał zadośćuczynienie w wysokości 2,4 mln zł za rażąco wygórowane i dotąd niespotykane w sądownictwie.

"Nie akceptujemy tego stanowiska, przychylając się do apelacji pozwanych, że jest to kwota rażąco wygórowana i dotąd niespotykana. Uznajemy, że odpowiednią kwotą będzie kwota 750 tys. zł" - powiedziała uzasadniając wyrok sędzia Hanna Malaniuk z Sądu Apelacyjnego w Poznaniu.

Środowa decyzja Sądu Apelacyjnego jest prawomocna.

Sąd uzasadniając swoją decyzje powoływał się na polską praktykę sądowniczą. Według sądu, inne polskie sądy za podobne błędy lekarskie przyznają ok. 700 tys. zł zadośćuczynienia. Rodzicom przysługuje też wypłata 276 tys. zł zaległych odsetek.

Sąd zmniejszył też miesięczną rentę, którą wypłacać będzie szpital dziecku, z 6 tys. zł do 4,8 tys. zł, uznając, że tyle wystarczy na bieżące utrzymanie poszkodowanego.

W maju 2004 roku w poznańskim szpitalu czteroletni wówczas Mateusz został poddany zabiegowi usunięcia migdałów. Po zabiegu dziecko straciło przytomność, ustała akcja serca. Dziecko reanimowano i - jak uznali biegli - doszło do niedotlenienia mózgu. Dziecko przestało mówić i nie może chodzić. W 2005 roku sąd skazał lekarkę-anestezjologa, której błąd spowodował trwałe kalectwo dziecka, na półtora roku więzienia w zawieszeniu.

Reklama

Dyrektor szpitala z zadowoleniem przyjął decyzję sądu. "Rozumiem, jakie nieszczęście spotkało rodziców, ale - tak jak powiedziałem - tak wielkie zadośćuczynienie mogłoby spowodować, że stałoby się to sposobem na zarabianie" - powiedział dyrektor pozwanego szpitala Jacek Profaska.

Ojciec Mateusza chce jeszcze poszukać możliwości odwołania się od tego wyroku, "Być może poza granicami kraju" - powiedział PAP po zakończeniu rozprawy.