Jędrzej Bielecki: Czuwa pan nad przebiegiem akcji ścigania złodziei z Auschwitz?
Władysław Bartoszewski: Kieruje nią osobiście premier. Odnalezienie sprawców to dla niego sprawa honoru. Obiecał to w piątek w Kopenhadze prezydentowi Izraela. Simon Peres nie ma żadnych wątpliwości co do naszego zaangażowania. Wierzę w skuteczność naszej policji.
Ma pan jakieś podejrzenia? Jedna z teorii mówi, że to zemsta organizacji z Izraela za niedawną decyzję Niemców o przekazaniu na Auschwitz 60 mln.
Jak bym miał jakieś podejrzenia, to przekazałbym je policji, nie mediom. Ale z pewnością to nie jest zwykły rabunek. Zwykli rabusie poszliby na cmentarz miejski w Oświęcimiu, odcięli kilka krzyży i zdobyli więcej materiału. Ale też nie jestem wariatem, aby snuć najrozmaitszściae teorie spiskowe.
Jeden z izraelskich ministrów uznał, że ta kradzież to największa porażka polskich władz ostatnich lat.
Jestem w stałym kontakcie z ambasadorem Izraela i mogą powiedzieć, że Izraelczycy zachowują z nami pełną solidarność. Ale proszę zwrócić uwagę, że obraza moralna i obrzydliwość, jaką wywołuje ta kradzież, dotyczy przynajmniej w takim samym stopniu polskich chrześcijan, co Żydów. To jest dla nas miejsce równie święte, jak dla innych. A może nawet bardziej, bo ogromna większość naszych współwięźniów-Żydów ginęła w Birkenau przywożona na rampę i w ogóle nie byli w Auschwitz.