Po trzech dniach od kradzieży w śledztwie nie ma przełomu. Według policji, kradzież nie była przypadkowa. Sprawcy wiedzieli jak wejść na teren placówki, w jaki sposób zdjąć napis, a także znali sposób działania wartowników oraz rozmieszczenie monitoringu.

Reklama

Policja przesłuchała czterech wartowników straży muzealnej, przeszukała kilkadziesiąt punktów skupu złomu oraz brzegi przepływającej przez Oświęcim rzeki Soły. "Dzięki temu wykluczyliśmy motyw kradzieży na złom" - zapewnia mł. asp. Małgorzata Jurecka z oświęcimskiej policji. Według niej, najbardziej prawdopodobne są teraz dwie możliwości: albo za kradzież odpowiadają neonaziści - polscy lub niemieccy albo miał być to głupi żart, ale gdy okazało się, że zrobiła się z tego międzynarodowa awantura, żartownisie przestraszyli się.

Jednak oficer operacyjny Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która została włączona do śledztwa, uważa, że tak świetnie zorganizowana akcja musiała zostać bardzo szczegółowo zaplanowana. "To wskazuje na kradzież na zlecenie jakiegoś kolekcjonera, akcję skrajnych grup nazistowskich z Niemiec lub z Polski" - mówi. I dodaje, że możliwa jest też inna teza. Po bardzo negatywnych opiniach w środowiskach skrajnie syjonistycznych w Izraelu o tym, że Niemcy zapowiedziały finansowanie remontu Auschwitz, ABW bierze pod uwagę także wątek ich udziału w tej kradzieży.

W poszukiwaniach bierze udział kilkudziesięciu polskich policjantów. O sprawie powiadomiony został także Interpol. Na osobę, która przyczyni się do znalezienia sprawców i odzyskania zabytku, czeka 115 tysięcy złotych nagrody.

Obecnie na historycznej bramie umieszczona została, wykonana współcześnie kopia napisu. Była ona już używana, gdy w 2006 roku konserwacji został poddany oryginalny napis wykonany w czasie wojny.