Los projektu przygotowanego przez Kongres Kobiet ważył się do ostatniej chwili. Jeszcze tydzień brakowało 40 tysięcy głosów. Przed weekendem już tylko kilka tysięcy. Dlatego w sobotę i niedzielę zbierano głosy w centrach handlowych, a nawet wśród znajomych. Udało się. Wczoraj przedstawicielki Kongresu Kobiet złożyły u marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego z PO projekt ustawy. Wymagane podpisy przyniosły w kilkunastu pomarańczowych pudłach. Było wesoło i świątecznie, kolędy zaintonowała wokalistka jazzowa Urszula Dudziak.
Ustawa przewiduje zmianę trzech ordynacji wyborczych: do Sejmu, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich. Projekt zakłada, że liczba kobiet na listach wyborczych nie będzie mniejsza niż liczba mężczyzn. Parytet nie obejmie wyborów do Senatu i do rad gmin do 20 tys. mieszkańców, bo tam obowiązuje ordynacja większościowa.
Teraz Kongres Kobiet musi przekonać posłów do zagłosowania za ustawą. Działaczki muszą dotrzeć właściwie do każdego posła, bo w tej sprawie będą oni głosować zgodnie ze swymi przekonaniami. W lutym w sejmie kobiety zorganizują konferencję, podczas której zaproszeni eksperci m.in. z Komisji Europejskiej będą obalać mity związane z parytetami.
"Parytety to mechanizm wspierający demokrację. To jedyna szansa, by tak się stało" - tłumaczy prof. Magdalena Środa. Jak przekonuje, w Polsce jest bardzo wiele kobiet aktywnych, które są gotowe i chcą zaistnieć w polityce. Zgłaszają się też organizacje gotowe je szkolić i pomagać. Prof. Magdalena Środa jest przekonana, że idea parytetów odniesie sukces. "Czas jest dobry, bo ludzie są zmęczeni dotychczasową polityką i nie widzą dla niej alternatywy" - mówi.
Czytaj dalej >>>
Według marszałka Komorowskiego, który sam nie należy do zwolenników rozwiązań proponowanych w tej ustawie, możliwe, że projekt trafi pod obrady Sejmu 17-18 lutego. A to daje szansę, że już w czasie wyborów samorządowych obowiązywałby parytet. Kłopot tylko w tym, czy posłowie zagłosują za ustawą. Na razie przedstawiciele partii wypowiadają się na ten temat dość enigmatycznie.
"Nie zajmujemy jednoznacznego stanowiska. W kwestii parytetów zarówno panie jak i panowie mają różne zdania. Co ciekawe, przeciwni parytetom nie są wcale mężczyźni, lecz właśnie kobiety. Nie będziemy nikogo pouczać" - mówi Grzegorz Dolniak, wiceszef klubu PO. Jak dodaje, dla Platformy parytety to nic nowego, bo listy wyborcze tej partii zawsze były układane tak, by uwzględniać równą liczebnośćprzedstawicieli obu płci.
Podobnie niejednoznacznie wypowiada się Prawo i Sprawiedliwość. "Jesteśmy za silną obecnością kobiet w polityce, ale mamy wątpliwości, czy parytet to w tej kwestii skuteczne narzędzie" - mówi poseł Mariusz Błaszczak, rzecznik tej partii. Jego zdaniem parytet nie daje kobietom gwarancji, że zostaną wybrane przez wyborców. Błaszczak podkreśla, że zdania na ten temat są w klubie PiS podzielone. "Dyskusja ciągle przed nami" - dodaje.
Żadne decyzje w sprawie parytetów nie zapadły jeszcze w PSL. Klub ludowców dopiero zamierza zaprosić przedstawicielki Kongresu Kobiet na rozmowy. Janusz Piechociński zapewnia, że PSL bardzo zabiega o kobiety, które chcą kandydować. Zastrzega jednak, że wyborcy zachowują dystans wobec nowych twarzy. "My liczyliśmy, że aktywna społecznie kandydatka dostanie 5-6 tys głosów, a dostawała tysiąc albo mniej. To na ogół kobiety zniechęca, podczas gdy mężczyźni próbują dalej" - mówi Piechociński.
Jednoznacznie określają się tylko posłowie SLD. "Jestem zwolennikiem parytetów, sądzę, że poprzemy ten projekt. Bez tego sprawy kobiet nie ruszą z miejsca" - mówi eurodeputowany SLD Wojciech Olejniczak.