"Naszym obowiązkiem jest przyjąć każdego pacjenta w ciężkim stanie. Ale nikogo nie obchodzi, kto za niego zapłaci" - żalą się dyrektorzy szpitali.

Kilka tygodni temu do szpitala w Białej Podlaskiej trafił na oddział intensywnej terapii obywatel Rumunii. Leczenie go kosztowało 40 tys. złotych. "Oczywiście nie miał przy sobie pieniędzy, szybko też się okazało, że również w swoim kraju nie jest ubezpieczony. Nie mamy więc żadnych szans na ściągniecie pieniędzy" - mówi rzeczniczka szpitala Joanna Kozłowiec. Takich przypadków placówka w Białej Podlaskiej ma kilkanaście rocznie.

Zapłaci kiosk?

W praskim szpitalu w Warszawie zadłużenie cudzoziemców sięga setek tysięcy złotych. "A próby odzyskania tych pieniędzy spełzają na niczym. Można by ich ścigać po sądach, ale to bezskuteczne. Przede wszystkim dlatego, że chorzy nie podają prawdziwych adresów. Mieliśmy nawet sytuację, że pismo ponaglające do zapłaty wróciło z adnotacją, że pod podanym adresem mieści się kiosk" - opowiada urzędniczka z działu kadr.

Kto najczęściej zalega z płatnościami? Przede wszystkim obywatele państw, które nie należą do Unii, czyli Wietnamczycy, Chińczycy, Rosjanie, Białorusini oraz Ukraińcy. "Oczywiście każdy, kto wyrabia wizę, obowiązkowo powinien mieć ubezpieczenie. Co z tego, skoro część go po prostu nie ma, a część jest fałszywa. Ostatecznie płaci więc szpital" - mówi Wiesława Kłoś, dyrektor ds. ekonomicznych szpitala przy ul. Madalińskiego w Warszawie. To placówka położnicza, a każdy dzień hospitalizacji kosztuje kilka tysięcy złotych. Szpital dokłada do niepłacących pacjentów ok. 70 tys. złotych rocznie.

W kapciach ze szpitala









Reklama

Ale problemy finansowe stwarzają nie tylko obcokrajowcy ze Wschodu. Do poznańskiego szpitala MSWiA trafił pacjent z Nowej Zelandii, który przyjechał na ubiegłoroczny szczyt klimatyczny. Był to 70-letni aktywista, który pomimo kłopotów z sercem zdecydował się na przyjazd do Polski. Serce nie wytrzymało wysiłku, więc trafił do szpitala.

Rachunek wyniósł około 20 tys. zł. "Kiedy pacjent zorientował się, co się święci, uciekł ze szpitala i tyle go widzieliśmy" - mówi Zbigniew Szymanowski, zastępca Dyrektora ds. Lecznictwa. Problem próbowano rozwiązać zwracając się do ambasady. Tam jednak rozkładano ręce tłumacząc się, że obowiązuje ochrona danych osobowych.

Także NFZ umywa ręce. "To problem szpitali, my obsługujemy tylko osoby, które mają umowę ze swoim płatnikiem" - mówi rzeczniczka NFZ Edyta Grabowska. A obowiązkiem szpitali, jak wynika z ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, jest udzielenie pomocy zdrowotnej, jeżeli zagraża to życiu lub zdrowiu pacjenta. Bez względu na to czy ma ubezpieczenie czy nie. Dlatego szpitale już się pogodziły z sytuacją. "Przewidujemy takie przypadki, planując budżet szpitala" - mówi Joanna Kozłowiec z Białej Podlaskiej.

Ministerstwo zdrowia uspokaja, że niedługo wejdzie w życie ustawa o cudzoziemcach, nad którą pracuje właśnie MSWiA. Ma ona wprowadzić obowiązkowe polisy od wiarygodnych firm ubezpieczeniowych. "Teraz często przyjeżdżały osoby, które miały ubezpieczenie od firmy krzak, które do niczego się nie nadawało" - przyznaje rzeczn MZ Piotr Olechno.

Unia też jest dłużnikiem

Mniej kłopotow sprawiają pacjenci z UE, bo zazwyczaj mają europejskie karty ubezpieczeniowe EKUZ. Za ich leczenie płaci szpitalom NFZ, który ściąga pieniądze od płatnika z danego kraju. Jednak z tym bywają kłopoty. W sumie roszczenia NFZ wynoszą 25 milionów 135 tys. zł.









Irlandia i Holandia są dłużne ponad 1 mln zł, a rekordziści Niemcy zalegają ze spłatą blisko 8 mln zł.

Ale Narodowy Fundusz Zdrowia też nie spieszy się z pokrywaniem rachunków Polaków leczących się za granicą. Jest winny swoim europejskim partnerom ponad 628 mln zł.