Oto odsiadujący wyrok gangster i ważny świadek dostaje gryps od współwięźnia. Z pogróżkami wobec rodziny? Z zapowiedzią odbicia? Nie wiadomo. Zdenerwowany łyka garść tabletek. Chce popełnić samobójstwo? Zwrócić na siebie uwagę, bo nie dostaje zgody na przedterminowe wyjście? A może liczy, że ktoś pomoże mu uciec z cywilnego szpitala, do którego trafia po zatruciu? Nic takiego się nie dzieje. Przeciwnie, kilka dni później umiera. Rzekomo naturalnie.

Reklama

W filmie za taką tajemniczą śmiercią staliby ludzie ze służb specjalnych polskich albo rosyjskich, którzy dokonali zemsty za zdradę i mieszanie w ich interesach związanych z handlem bronią i narkotykami. Dodaliby w kroplówce jakiś środek chemiczny wywołujący skrzepy krwi albo przeciwnie – przekupili kogoś, by nie podał leku, który im przeciwdziała. W prawdziwym życiu zapewne usłyszymy, że zator płucny (to oficjalna przyczyna zgonu Artura Zirajewskiego) to przypadek, a doszło do niego wskutek błędu w sztuce lekarskiej. Tylko czy 39-letni człowiek umiera tak nagle z przyczyn naturalnych? Czy tych przypadkowych śmierci ludzi zamieszanych w sprawę zastrzelonego przed kilkunastoma laty generała Marka Papały nie jest za dużo? – Moim zdaniem to, że świadkowie i domniemani wykonawcy tej zbrodni giną jak muchy, dowodzi, że wytypowaliśmy właściwy wątek – mówi DGP oficer policji znający sprawę. Żałuje, że za niektórych zabrali się za późno, a z innymi nie zdążyli wcale porozmawiać. – To był słaby, miękki człowiek. Miał już za sobą jedną próbę samobójczą, ale wtedy chodziło mu o zwrócenie na siebie uwagi, a nie pozbawienie się życia – mówi nam człowiek znający kulisy śledztwa. – I tym razem na pewno nie chciał się zabić. Z tego, co wiem, miał pieniądze i miał dokąd uciec – dodaje pytany o powód zatrucia lekami.

Mściwy ochroniarz "Nikosia"

Artur Zirajewski, członek tzw. klubu płatnych zabójców z Trójmiasta, był wykonawcą (dosyć niskiego szczebla) wielu zbrodni. Współpracował z legendarnym "Nikosiem", ale raczej jako pomocnik do wszystkiego, ochroniarz. – Kiedy "Nikoś" w swoich ulubionych lokalach spotykał się z różnymi ludźmi, "Iwan" kręcił się w pobliżu, czasem siedział przy sąsiednim stoliku, ale rzadko był zapraszany do towarzystwa. Ale bardzo chciał być ważny, podnieść swoją pozycję – wspomina gdański policjant, były oficer Centralnego Biura Śledczego. – I wreszcie jest o nim głośno – komentuje inny.

Reklama



W 1998 r. Zirajewski i trzej kompani z klubu zabójców (Marek Ruprecht, Tomasz Nowosad i Białorusin Siergiej Sienkiw) dokonali makabrycznej zbrodni – porwali i zabili Piotra Suleja. Wcześniej Zirajewski bił go, wymuszał na nim pieniądze, groził, że zrobi krzywdę jego żonie. "Iwan" podejrzewał biznesmena, że ten jest informatorem policji. W kwietniu 1998 r. Sulej został porwany i wywieziony do lasu. Ruprecht i Sienkiw udusili go, a zwłoki spalili. Nowosad i Zirajewski byli w pobliżu lasu pod Tucholą i pilnowali, by wszystko poszło zgodnie z planem. To Zirajewski zlecił porwanie, a potem odwiózł zabójców do Trójmiasta.

W samo południe 24 kwietnia 1998 r. do klubu Las Vegas w Gdyni weszło dwóch mężczyzn. Udali się wprost do małej sali, gdzie śniadanie jedli legendarny boss trójmiejskiej mafii Nikodem Skotarczak ps. Nikoś i jego przyjaciel Wojciech K., jeden z założycieli firmy ubezpieczeniowej Hestia, człowiek z listy najbogatszych tygodnika Wprost. Zaczęli strzelać. "Nikoś" zginął od strzału w głowę, K. przeżył, ale został postrzelony w nogi.

Reklama

Po "Nikosiu" dowództwo w gangu przejął "Zachar", czyli Daniel Zacharzewski. Gdańska policja wydała wówczas wojnę światu przestępczemu. Do aresztu zaczęli trafiać kolejni zawodowi mordercy, prasa okrzyknęła ich mianem "klubu płatnych zabójców". Tuż po zabójstwie Suleja, 29 kwietnia 1998 r., za kratki trafił również "Iwan". Nie był wcześniej karany, ale przewijał się w materiałach operacyjnych policji jako członek grup przestępczych "Nikosia" i "Zachara". Sam twierdził jednak, że zarabiał na życie jako handlowiec. Formalnie podawał, że jest rozwiedziony i ma dwójkę dzieci.

Prokuratura oskarżyła go o współudział w zabójstwie, nielegalne posiadanie broni i udział w grupie przestępczej. "Iwan", wysoki, ciemny brunet, właśnie skończył 29 lat. Podczas rozprawy wyglądał na przestraszonego. Na pytania sądu odpowiadał łamiącym się głosem – opisywał go w 2000 r. dziennikarz Gazety Wyborczej. Dziś na zdjęciach widać "Iwana" ogolonego na łyso.



Wątek Papały

Generał Marek Papała został zastrzelony przed swoim domem w Warszawie 25 czerwca 1998 r. około 22 wieczorem. Zabójca oddał tylko jeden strzał w głowę, w chwili gdy były komendant główny wysiadał z samochodu. Bardzo długo ekipa śledcza nie miała żadnych tropów, które wskazywałyby motyw, zleceniodawcę i mordercę. Aż tu nagle niespodziewanie do tej zbrodni przyznał się członek klubu płatnych zabójców z Trójmiasta, wykonawca większości zbrodni dokonanych przez tę grupę, Ukrainiec Siergiej Sienkiw. Z odczytanego przed sądem protokołu przesłuchania "Cyngla" (to jeden z jego pseudonimów) wynikało, że przyznawał się nie tylko do zabójstwa Papały, ale także "Nikosia". Miał też mieć zlecenia na zabójstwo prokuratora z Kielc, sędzi Barbary Piwnik z Warszawy i gdyńskiego biznesmena Ryszarda Krauzego. Przed sądem wszystko jednak odwołał. – Zmyślałem. Byłem już zmęczony przesłuchaniami – tłumaczył.

Ale zeznania "Cyngla" ściągnęły do Gdańska grupę śledczą zajmującą się sprawą Papały. Zeznania rzucające zupełnie nowe światło na całe późniejsze śledztwo złożył też "Iwan". Jego relacje były urywane, niepełne, czasem ze sobą sprzeczne. Ostatecznie jednak prokuratura ułożyła z tych strzępów spójną wersję, którą później przedstawiła we wniosku ekstradycyjnym przeciwko polonijnemu biznesmenowi Edwardowi Mazurowi. Trójmiejscy policjanci nie mają wątpliwości, że Zirajewski w swoich zeznaniach dodawał te informacje, które chcieli usłyszeć śledczy.

"Iwan" zaczyna współpracować

W zamian za obietnicę złagodzenia kary Artur Zirajewski wskazał na Edwarda Mazura jako szukającego zabójcy generała Papały. Twierdził, że w marcu lub w kwietniu 1998 r. spotkał się w hotelu Marina z Nikodemem Skotarczakiem, Tomkiem Nowosadem, Jackiem Haronem, Kazimierzem Hedbergiem (poszukiwanym w Niemczech i w Szwecji za handel narkotykami) oraz innymi osobami. Podczas tego spotkania rozmawiano o zamachu na oficera policji z Warszawy. Wtedy nie padło nazwisko Papały.



Potem Zirajewski miał się dowiedzieć od Siergieja Sienkiwa, że Tomasz Nowosad zaproponował mu zabójstwo policjanta w randze generała. Także sam Nowosad miał to potem potwierdzić w rozmowie z Zirajewskim. Miał mu też wyjawić, że za generała zaoferowano 40 tys. dol., że chodziło o Papałę i że Siergiej zlecenie przyjął.

Już po tych rozmowach Zirajewski miał uczestniczyć w drugim spotkaniu w kwietniu 1998 r. w hotelu Marina w Gdańsku. Tuż przed nim sam "Nikoś" miał mu potwierdzić, że kontrakt na generała opiewa na 40 tys. dol. Przy tej rozmowie miał też być Ryszard Bogucki, płatny zabójca z Podbeskidzia, który według "Nikosia" "zna sprawę". Bogucki miał nawet pytać Zirajewskiego, czy Sienkiw to dobry strzelec, co ten potwierdził.

Zirajewski opowiedział też o godzinnej rozmowie w hotelu Marina, w której mieli wziąć udział jeden z szefów grupy pruszkowskiej z Warszawy, Andrzej Zieliński ps. Słowik, oraz polonijny biznesmen o nazwisku Mazur. Mówiąc o nim, Zirajewski wymienił dwa imiona: Ryszard lub Edward. Według "Iwana" przez większość czasu mówił Mazur. Powiedział, że jest zainteresowany morderstwem Papały, który stanowi wielką przeszkodę w jego dalszych interesach. Mazur pokazał mu zdjęcie Papały z gazety.

Biznesmen powiedział Zirajewskiemu, że Papała znajduje się obecnie w klubie o nazwie Lotos czy coś podobnego (Papała chodził wtedy do szkoły językowej Laris w Warszawie i uczył się angielskiego przed podróżą do USA). Postanowiono, że morderstwo ma być popełnione, "zanim policjant opuści Polskę". Aby pokazać, że Papała jest pod stałą obserwacją konspiratorów, Mazur lub "Słowik" (Zirajewski uważa, że to był Mazur) zadzwonił w obecności Zirajewskiego i zapytał: "Gdzie jest nasz człowiek?". Kiedy skończył rozmowę, powiedział, że Papała jest teraz w klubie Lotos lub Latis.



Zirajewski twierdził też, że nie ustalono dokładnego terminu zabójstwa, a strzelec miał czekać na sygnał od kogoś z MSW i przylecieć do Warszawy samolotem. Mazur, Skotarczak i "Słowik" mieli też rozmawiać o przemycie narkotyków.

"Iwan" twierdził też, że pojechał do Warszawy z "Nikosiem", który miał się spotkać ze "Słowikiem" w Marriotcie. Na parkingu przed hotelem spotkali trzech mężczyzn, z których jednym był Mazur. Pozostali przedstawili się jako Józef i Jacek. "Nikoś" miał ich potem opisać Zirajewskiemu jako partnerów Mazura, obydwóch o nazwisku Susin albo jakimś podobnym. Policja ustaliła, że chodzi o Józefa Sasina, emerytowanego funkcjonariusza SB (pion odpowiedzialny za gospodarkę), i jego syna. Zirajewski twierdził, że słyszał tylko część ich rozmowy i że dotyczyła ona przemytu narkotyków przez wschodnią granicę.

Zirajewski rozpoznał na fotografiach Edwarda Mazura, którego poznał na drugim spotkaniu w hotelu Marina w Gdańsku w kwietniu 1998 r. Potwierdził też identyfikację fotografii Andrzeja Zielińskiego jako "Słowika", którego poznał na tym samym spotkaniu. A także fotografie Józefa Sasina jako Józefa, którego spotkał w Warszawie ze Skotarczakiem i z Mazurem. Zirajewski stwierdził, że Jacek Sasin obecny na fotografii "to może być człowiek o imieniu Jacek", którego spotkał z Józefem i Mazurem.

Już same zeznania Zirajewskiego były sensacyjne. Kiedy jednak podczas okazania w Gdańsku rozpoznał wśród przedstawionych mu mężczyzn Edwarda Mazura, ekipa śledcza poszła na całość. W lutym 2002 r. prokurator podjął decyzję o zatrzymaniu polonijnego biznesmena. Przewieziono go do Warszawy. I tu zaczęły się dziać rzeczy nadzwyczajne. W Ministerstwie Sprawiedliwości zwołano nadzwyczajną naradę, podczas której debatowano nad sprawą. Kwestionowano wiarygodność Zirajewskiego, uznawano, że dowody są za słabe. Większość prokuratorów opowiedziała się za zwolnieniem Mazura i niewystępowaniem o jego areszt. Prokurator prowadzący sprawę się nie przeciwstawił. Mazur wyszedł z aresztu, po czym jak gdyby nigdy nic udał się na imprezę organizowaną przez Romana Kurnika, najbliższego współpracownika Papały, byłego oficera SB. Na przyjęciu bawiła się cała ówczesna wierchuszka prokuratury, Komendy Głównej Policji oraz resortu sprawiedliwości, a także spraw wewnętrznych i administracji. Wybuchł polityczny skandal, a Mazur opuścił Polskę, by się już nigdy w niej nie pokazać.



Konfabulant czy świadek?

Rozpatrujący w 2007 r. wniosek ekstradycyjny Mazura sędzia Arlander Keys nie zostawił suchej nitki na zeznaniach Zirajewskiego. Wytknął wszystkie sprzeczności w jego relacjach. Pokazał, jak się zmieniały, a sam Zirajewski raz nie pamiętał nazwisk uczestników spotkań, by potem je sobie przypomnieć. Raz nie mówił wcale o kimś, by potem precyzyjnie rozpoznać go na zdjęciu. Zmieniał relacje na temat swojej roli – raz to on miał znaleźć zabójcę, innym razem wskazywał na Nowosada. Zwrócił uwagę, że sam Zirajewski twierdził, iż wcześniej mówił o swoich hipotezach, a potem dopiero o faktach. Zarzucił mu składanie fałszywych zeznań pod przysięgą.

Keys ocenił go jako "niewiarygodnego łajdaka" zabiegającego o łagodniejszą karę. Przy okazji zarzucił też polskiej stronie podstawowy błąd – Zirajewski rozpoznał Mazura podczas okazania wśród innych mężczyzn, ale on jeden miał czerwoną kurtkę, w którą kazano mu się ubrać. – Policyjni psychologowie oceniali wiarygodność Zirajewskiego i mieli poważne wątpliwości co do jego prawdomówności – mówi nam oficer KGP. Także niedawno wykonana opinia biegłych psychologów nie była dla gangstera korzystna. On sam dosyć lekko podchodził do swoich zeznań i nie miał żadnych oporów, by kłamać w żywe oczy. Tak np. zrobił w sprawie pomówionego przez siebie o łapówkę warszawskiego prokuratora Janusza R. Najpierw go obciążył zeznaniami, a w czasie konfrontacji zaprzeczył, że go poznaje. W kolejnych zeznaniach wyjawił, że celowo nie przyznał się do rozpoznania tego prokuratora. Jednocześnie jednak "Iwan" był uczestnikiem zdarzeń, o których opowiadał, i niektóre z nich zostały przynajmniej częściowo potwierdzone przez innych świadków. Nawet sędzia Keys przyznał, że zostało udowodnione, iż Edward Mazur miał podejrzane kontakty z przedstawicielami świata przestępczego. – Ale to za mało, by go wydać Polsce – stwierdził.



"Iwan" chce na wolność

Za współpracę z organami ścigania, m.in. w sprawie zabójstwa Papały, prokurator zażądał dla Zirajewskiego tylko 13 lat więzienia. Sąd skazał go wprawdzie na 15, ale pozostałe wyroki w sprawie zabójstwa Suleja to dwa dożywocia i jedna kara 25 lat pozbawienia wolności. Najpóźniej za trzy lata "Iwan" znalazłby się na wolności. Sąd odrzucał bowiem jego wnioski o przedterminowe zwolnienie. Licząc najprawdopodobniej na jakieś odszkodowanie, "Iwan" napisał skargę do Strasburga na przewlekłość postępowania. Mimo rozwodu z żoną nadal utrzymywał z nią kontakty, a ona odwiedzała go w więzieniu, m.in. tuż przed świętami. – Boimy się o jego życie i jeszcze kilku innych ważnych świadków – mówił mi niedawno jeden z oficerów KGP.

"Iwan" jest kolejną osobą, która była zamieszana w sprawę Papały i nie żyje. 24 kwietnia 1998 r. w Gdyni, a więc jeszcze przed zabójstwem generała, zginął "Nikoś". Mógł opowiedzieć o przebiegu narad w sprawie szukania wykonawcy na zlecenie i narkotykowych interesach prowadzonych przez gangsterów i ludzi ze służb specjalnych.

Trzy miesiące po zastrzeleniu komendanta policji (we wrześniu 1998 r.) zginął warszawski gangster Rafał Kanigowski ps. Gruby lub Kania. Był to zawodowy zabójca pracujący dla "Baraniny", szefa polskiej mafii w Wiedniu. On i jego ludzie obserwowali Papałę, m.in. przed szkołą języków obcych, i prawdopodobnie to oni wykonali wyrok na generale, kiedy nie wypaliły rozmowy w Trójmieście. Kazimierz Hedberg, prawa ręka "Nikosia", uczestnik spotkań w Marinie, znany z przemytu narkotyków, zmarł na raka, zanim przesłuchali go śledczy. Krzysztof Weremko, ukraiński gangster, który według prokuratury miał być wraz z Ryszardem Boguckim na miejscu zbrodni przed domem generała, zginął w wypadku w 1999 r. Mieczysław Zapiór ps. Pancernik, były antyterrorysta pracujący dla "Pruszkowa" i ludzi ze służb specjalnych, utopił się, pływając w Egipcie. Ciała nie znaleziono.

Jeremiasz Barański ps. Baranina lub Tato, szef polskiej mafii w Wiedniu współpracujący z mafią rosyjską i ze służbami specjalnymi kilku państw, powiesił się w celi wiedeńskiego aresztu w 2003 r. Trafił tam podejrzany o zlecenie zabójstwa ministra sportu Jacka Dębskiego. Nie ma pewności, czy nie został zabity. Podobnie jak Tadeusz Maziuk ps. Sasza, pracujący dla "Baraniny" zabójca, który miał zastrzelić Dębskiego. Znaleziono go powieszonego w celi aresztu w Warszawie. Prokurator Janusz R., który miał według Zirajewskiego brać łapówki od ludzi "Nikosia", zastrzelił się w 2006 r. w Warszawie. 14 lipca 2009 r. w Gdańsku-Oliwie zabito Daniela Zacharzewskiego ps. Zachar. Ludzie od Mazura zabiegali, by zeznawał na jego korzyść, podważając zeznania "Iwana".