Ryszard Bogucki i Andrzej Zieliński ps. Słowik odpowiadają za nakłanianie innych osób do zabicia byłego szefa policji, a Bogucki dodatkowo za współudział - miał obserwować miejsce zbrodni.

Kim są ci ludzie? Czy rzeczywiście mieli coś wspólnego z niewyjaśnionym do dziś morderstwem szefa policji? Kartoteka policyjna obu z nich jest niezwykle bogata.

Reklama

Od asa biznesu do zabójcy

Ryszard Bogucki to dziś jeden z najbardziej bezwzględnych bandytów, należący do tzw. gangu płatnych zabójców z Podbeskidzia. Przypadek zrządził, że kiedyś go poznałam.

Początek lat 90. Klub biznesmena w warszawskim Aninie. Gala przyznawania asów biznesu. Na środek wkracza młody chłopak o okrągłej twarzy z uśmiechem cherubina. Do ręki przykuta kajdankami walizka. W razie próby wyrwania jej z rąk właściciela włączyłby się alarm, a może nawet raziłaby prądem. W niej 100 milionów starych złotych - dar charytatywny na zakup karetek dla pogotowia ratunkowego. Ofiarodawca to Ryszard Bogucki, młody, rzutki biznesmen ze Śląska, handlujący drogimi samochodami, m.in. Ferrari. Swojej spółce nadaje nazwę High Life i szasta pieniędzmi. O Boguckim rozpisuje się w tym czasie kolorowa prasa - sponsoruje wybory miss piękności. Najpiękniejsza Polka zrzeka się korony, by wyjść za niego za mąż.

Reklama

Za to, że jest w "awangardzie polskiego biznesu" i buduje u nas kapitalizm, właśnie otrzymał nagrodę Srebrnego Asa Polskiego Biznesu. Podchodzę z gratulacjami. Umawiamy się na rozmowę, do której nigdy nie dochodzi.

Biznesmen bowiem nagle znika. Okazuje się, że jego bajkowe życie właśnie się kończy. Wpada w ogromne długi. Musi się ukrywać, bo ścigają go wierzyciele. W 1994 r. jest już oskarżony o oszustwa na około 7 milionów złotych, wyłudzenie kredytów, a nawet przywłaszczenie luksusowych samochodów. W 1997 r. prokuratura wystawia za nim listy gończe.

Reklama

- Wszyscy myśleli, że to jego auta, a on sprzedał samochody jakiejś niemieckiej firmy, a kasę przehulał - opowiada DGP policjant ze śląskiego Centralnego Biura Śledczego. Nawet wielka miłość i małżeństwo z królową piękności ma ponury finał - Bogucki jest ścigany za niepłacenie alimentów.

Być może właśnie pociąg do luksusowych samochodów sprawił, że przecięły się drogi Boguckiego i osławionego Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś, legendarnego przywódcy mafii w Trójmieście. Bogucki zostaje jego żołnierzem. Gang Boguckiego z Podbeskidzia ma wyjątkowo ponurą renomę, a na koncie uprowadzenia dla okupu, brutalne pobicia, zabójstwa.

Czytaj dalej >>>



To właśnie jako człowiek "Nikosia" Bogucki miał - według zeznań Artura Zirajewskiego ps. Iwan (członka gangu płatnych zabójców z Trójmiasta, którego tajemnicza śmierć w styczniu tego roku jest właśnie wyjaśniana) - brać udział w naradach nad zabójstwem generała Papały w hotelu Marina w Trójmieście.

Wiosną 1998 r. "Nikoś" zostaje zastrzelony, a Bogucki przechodzi pod dowództwo gangu pruszkowskiego, a konkretnie jednego z jej ważniejszych członków, "Malizny". To na jego zlecenie Bogucki wraz ze swoim wspólnikiem Ryszardem Niemczykiem ps. Rzeźnik miał zabić w 1999 r. innego bossa mafii pruszkowskiej - Andrzeja Kolikowskiego ps. Pershing. Natychmiast po tym zabójstwie Bogucki uciekł z kraju.

Odnaleziono go dopiero w 2001 r. Gangstera zgubiła inna piękna kobieta. Policja trafiła na jego trop w Meksyku dzięki podsłuchiwaniu i śledzeniu jego ówczesnej narzeczonej. Bogucki błyskawicznie został wydany Polsce, bo w Meksyku przebywał na fałszywych papierach.

Prokuratura uważa, że Bogucki miał też współudział w zabójstwie generała Papały (komendant został zastrzelony 25 czerwca 1998 r.). Co prokuratura ma na Boguckiego?

Zeznanie Zirajewskiego, że brał udział w naradach nad zabójstwem komendanta z udziałem polonijnego biznesmena Edwarda Mazura i Andrzeja Zielińskiego ps. Słowik.

Zeznanie gangstera Zbigniewa G., że Bogucki w 1998 r. oferował mu 30 tysięcy dolarów za zabicie generała, ale on zlecenia nie przyjął. Zeznanie żony Papały, że widziała Boguckiego na miejscu zbrodni.

Co na to sam Bogucki? Idzie w zaparte.

Na salę rozpraw wprowadzono go skutego, w czerwonym uniformie przewidzianym dla najgroźniejszych więźniów. Długie włosy związane w kucyk, uśmiech, pewna mina i odwaga zwrócenia się do wdowy po generale: - Przykro mi, że pani mąż nie żyje, ale to nie ja go zabiłem.

Nie zgadza się też z wnioskiem własnego adwokata (chociaż przyznanego z urzędu) o utajnienie wizerunku i nazwiska. - Hipokryzją byłoby stwierdzenie, że taki zakaz ma jakiś sens, skoro dotychczas wielokrotnie w gazetach było moje zdjęcie i nazwisko - mówi zdecydowanie.

Podczas całego śledztwa milczał, teraz idzie w zaparte. Do sądu zwraca się wprost: - Proszę o uniewinnienie albo dożywocie, bo żadnej skruchy z mojej strony nie będzie. Żeby była skrucha, musi być też i wina. Ja pani Papałowej nie mam za co przepraszać. Nie mam z tym zabójstwem nic wspólnego.

Czytaj dalej >>>



Czy sąd uwierzy jego słowom? Bogucki zaprzeczał też, jakoby zabił "Pershinga", a sąd nie miał wątpliwości, że kłamie, i skazał go na 25 lat więzienia.

Kat czy wzorowy obywatel?

Nie mniej filmowy życiorys ma drugi z gangsterów zasiadających na ławie oskarżonych, Andrzej Zieliński ps. Słowik, sądzony także za kierowanie gangiem pruszkowskim. Przez prokuraturę uważany jest za członka tzw. zarządu "Pruszkowa" - sześcioosobowej grupy kierującej zbiorowo tą mafią. Przed sądem zastrzegł swój wizerunek i nazwisko. Ale kilka lat temu sam wydał książkę, w której podał swoje dane, a nawet opublikował prywatne zdjęcia. Przedstawia się w niej jako bogobojny, dobry człowiek, biorący ślub w Ziemi Świętej, niesłusznie przez złe media okrzyknięty gangsterem.

Zakłamany lukrowany życiorys nie przesłoni jednak jego czarnej kartoteki. Urodzony w 1960 r. w Stargardzie Szczecińskim jako Andrzej Banasiak szybko wszedł w konflikt z prawem. Pochodził z biednej rodziny. By zdobyć pieniądze, kradł i włamywał się do mieszkań. W połowie lat 80. przeniósł się do Warszawy. Przyjął nazwisko żony i już jako Zieliński był notowany przez policję za włamania, oszustwa i fałszerstwa.

W 1993 r. został ułaskawiony przez prezydenta Lecha Wałęsę. Prokuratura m.in. na podstawie zeznań świadka koronnego "Masy" uznała, że "Słowik" dał za to 150 tysięcy dolarów łapówki urzędnikom w Kancelarii Prezydenta. W tym kontekście pojawiały się nazwiska Lecha Falandysza i Mieczysława Wachowskiego, ale sąd uznał, że dowody na wręczenie łapówki za ułaskawienie są zbyt słabe. "Słowik" wielokrotnie trafiał do aresztu m.in. za ściąganie długów i wymuszenia rozbójnicze, ale za każdym razem wychodził z powodu rzekomo złego stanu zdrowia. Dopiero niedawno udowodniono, że zwolnienia lekarskie były fałszywe, a zarzuty usłyszeli i lekarz, i żona "Słowika", która te lewe zwolnienia kupowała.

W maju 1998 r. "Słowik" został zatrzymany za wymuszenie groźbami na właścicielach warszawskiego klubu Dekadent zrzeczenia się prawa do lokalu. Kiedy latem 2001 r. policja prowadziła wielką akcję przeciwko mafii pruszkowskiej, "Słowik" zniknął. Wystawiono za nim list gończy. Gangster znalazł się w październiku 2001 r. w Hiszpanii. "Słowik", a przede wszystkim jego żona Monika i adwokat podejmowali w tym czasie próby zmiany wizerunku gangstera. Niewysoka, ładna brunetka i pan mecenas organizowali konferencje prasowe, a do mediów dotarła książka i film pokazujące luksusowe, ale nie gangsterskie życie "Słowika".

Czytaj dalej >>>



Mimo tych zabiegów w 2003 r. doszło do ekstradycji "Słowika", a on sam usłyszał zarzut kierowania mafią pruszkowską.

Odwołane zeznania

Przestało mu się też wieść w życiu prywatnym. - Patrz na mnie, patrz na mnie - krzyczała do "Słowika" żona, pokazując mu jeszcze niedawno na korytarzu sądowym swoje wdzięki. Jednak nie pozostała mu wierna. Związała się z innym gangsterem i to zza wschodniej granicy. Wyszło to na jaw, kiedy oboje zostali zatrzymani.

Według prokuratury "Słowik" jest też zamieszany w zabójstwo generała Papały. Co prokuratura ma na niego?

Zeznanie Zirajewskiego, że "Słowik" brał udział wiosną 1998 r. w naradach w hotelu Marina, podczas których planowano to zabójstwo. "Słowik" miał tam zabiegać też u polonijnego biznesmena Edwarda Mazura o pomoc w uwolnieniu z aresztu "Pershinga". Zeznanie Zirajewskiego, że "Słowik" oferował mu 40 tysięcy dolarów za zastrzelenie generała.

Zeznanie innego szefa mafii pruszkowskiej, Zygmunta R. ps. Bolo, że "Słowik" po pogrzebie "Nikosia" powiedział mu, iż dostał propozycję zastrzelenia szefa policji od Mazura.

W śledztwie "Słowik" potwierdził, że brał udział w spotkaniach w Marinie. Zaprzeczał jednak, jakoby on komukolwiek zlecał zabójstwo. - To mnie Mazur proponował podjęcie się tego - twierdził.

Teraz w sądzie wszystko odwołuje:

- Nie przyznaję się. Nie wiem, kto zabił generała Papałę. Nie wiem, kto zlecił to zabójstwo. Nie uczestniczyłem w żadnym spotkaniu w Marinie z udziałem "Nikosia", na którym miano o tym rozmawiać. Nie znam Mazura i nigdy się z nim nie spotkałem - mówił i domagał się uniewinnienia.

"Słowik" twierdził też, że wcześniej potwierdził udział w spotkaniu na temat zabójstwa generała, ponieważ prokuratura obiecała mu w zamian za to zeznanie uchylenie aresztu. - Zostałem oszukany - skarżył się. - Nie było żadnego porozumienia - odparli prokuratorzy.

Czytaj dalej >>>



Kiedy "Słowik" kłamał, a kiedy mówił prawdę? Oceni sąd.

Obu gangsterom grozi dożywocie. Ale proces jest też ważny, ponieważ będzie to pierwsza weryfikacja przed polskim sądem ustaleń prokuratury w sprawie zabójstwa generała. Sąd amerykański rozpatrujący te dowody w procesie ekstradycyjnym Edwarda Mazura uznał je za niewiarygodne.

- Proces przeciwko nim jest poszlakowy i może równie dobrze zakończyć się skazaniem, jak i uniewinnieniem - mówi nam były policjant, niegdyś członek grupy o kryptonimie "Generał" ścigającej zabójców Papały.