Do dzisiaj nie wiadomo, kim był człowiek, który wieczorem 25 czerwca 1998 roku jednym strzałem zabił Marka Papałę. Świadkowie widzieli tylko sylwetkę mężczyzny, uciekającego spod bloku przy ulicy Rzymowskiego na warszawskim Służewcu. Policja i prokuratura z zeznań świadków odtworzyły drogę ucieczki mordercy. Mniej więcej w tym samym miejscu, w którym policyjne psy zgubiły trop zabójcy, na asfaltowym chodniku policjanci zobaczyli kilkanaście brązowych plam. Technicy wycięli kawałki asfaltu. Okazało się, że ciemne plamy to ludzka krew.

Reklama

Od 12 lat ani funkcjonariusze z policyjnej grupy "Generał", ani dwoje prokuratorów Jerzy Mierzewski i Elżbieta Grześkiewicz nie sprawdzili, czy jest to krew jednego z gangsterów, których podejrzewano o pociągnięcie za cyngiel. Zamiast tego śledczy z uporem badali, czy to krew generała Marka Papały, który leżał martwy kilkaset metrów dalej. Oskarżyciele nie zbadali tego nawet po interwencji prokuratora Roberta Tarsalewskiego, który w 2008 roku badał, w jaki sposób policja i prokuratura prowadzą śledztwo. To znany oskarżyciel, który posłał za kratki łódzkich "łowców skór".

Dokumentacja śladów krwi, które mógł zostawić morderca, znajduje się w warszawskim sądzie okręgowym. Za zgodą sądu przeczytaliśmy akta procesu Ryszarda Boguckiego i Andrzeja Zielińskiego, pseudonim Słowik. To gangsterzy oskarżeni o zlecenie i współudział w zabójstwie generała Marka Papały. Na ławie oskarżonych zabrakło jednak wykonawcy zlecenia. Dotarliśmy także do analizy prokuratora Tarsalewskiego. Z całej lektury wyłania się zatrważający obraz śledztwa pełnego błędów. Zupełnie jak sprawa porwania Krzysztofa Olewnika.

W zbiorze dowodów w sprawie zabójstwa Papały kawałki chodnika z krwią oznaczono jako "ślad nr 1". Gdzie dokładnie je znaleziono? Akt oskarżenia Boguckiego i Zielińskiego opisuje drogę ucieczki mordercy, który zastrzelił Papałę. Policyjny pies złapał trop zabójcy przy daewoo espero, w którym zginął policjant. "Pies prowadził od samochodu ścieżką biegnącą pomiędzy budynkiem mieszkalnym przy ul. Rzymowskiego 17 a działkami przy Alei Wyścigowej 14, do ulicy Wyścigowej, gdzie stracił trop". Na tej alei, kawałek dalej przy bramie gospodarczej, prowadzącej na teren wyścigów konnych, policyjni technicy zauważyli "małe, okrągłe, o średnicy ok. 1,5-2 cm plamy brunatno zabarwionej substancji".

Reklama

Plamy krwi były rozmieszczone "w zygzakowatej linii na odcinku ok. 24 metrów". Wyglądało to tak, jakby ranny uciekał na teren warszawskich wyścigów konnych. W lipcu 1998 roku prokuratorzy i policjanci kazali zbadać krew. Ale interesowało ich tylko, czy to krew... generała Papały, który leżał martwy w aucie pod swoim blokiem! Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Stołecznej Policji w Warszawie stwierdziło, że w krwi (...) oznaczono fenotyp enzymu AcP B. Cecha ta występuje we krwi denata Marka Papały". Śledczych nie interesowało nic więcej.

Minęło 10 lat. W 2008 roku prokuratura wciąż nie wiedziała, kim jest zabójca. Śledztwo nie dawało rezultatów. W tej sytuacji Ministerstwo Sprawiedliwości zleciło skontrolowanie pracy pary prokuratorów i policyjnej grupy "Generał" doświadczonemu oskarżycielowi. Robert Tarsalewski ponad pół roku czytał akta sprawy. Zainteresował się "śladem nr 1". Zdziwiło go, że przez 10 lat śledczy nie kazali jeszcze raz sprawdzić, czy DNA krwi jest zgodne z DNA Papały. A przede wszystkim, czy to nie jest krew jednego z gangsterów, którego typowano jako zabójcę.

Czytaj dalej >>>

Reklama



"Ponieważ w toku śledztwa nie dało się wykluczyć, że ślady mogły być pozostawione przez sprawców i ewentualnie pochodzić od Papały, to w tym zakresie należy dokonać dalszych badań" - czytamy w analizie Tarsalewskiego. I co zrobili prokuratorzy? Elżbieta Grześkiewicz z warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej znowu kazała tylko sprawdzić, czy to krew Papały. Nie interesowało jej porównanie DNA z krwi z materiałem genetycznym co najmniej kilku gangsterów, którzy mogli być zabójcami. Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji w Warszawie odpowiedziało: to nie jest krew Papały.

Zatem czyja? Może jednego ze znanych płatnych zabójców? O to prokuratorzy już nie zapytali. A powinni. Mieli bowiem dowody, że zabójca mógł się zranić w trakcie oddawania strzału do generała. Nigdy nie znaleziono łuski z pistoletu, z którego strzelał zabójca. Śledczy uznali, że musiał mieć specjalne urządzenie chwytające łuskę w trakcie strzału z pistoletu. Takie urządzenie skonstruowały rosyjskie służby specjalne. To rodzaj długiej tulei, połączonej z pistoletem lub rewolwerem, którą mordercy przyczepiali do nadgarstka i przedramienia. Przy odrzucie w trakcie strzału to urządzenie mogło zranić zabójcę.

Z takiego rozwiązania skorzystał także morderca Papały. Skąd to wiadomo? Z zeznań Nguyen Chi Tchiena, który obserwował scenę zabójstwa z okna swojego mieszkania na 6. piętrze w bloku, w którym mieszkał Papała. "Mężczyzna ten w lewej ręce trzymał ciemny przedmiot w kształcie walca i oddał jeden strzał wymierzony w głowę Marka Papały" - tak prokurator streścił zeznania Wietnamczyka.

Komenda Główna Policji nie odpowiedziała na nasze pytania i wątpliwości. Szefowie grupy "Generał" zasłonili się tajemnicą postępowania. Rok temu Edward Zalewski, szef Prokuratury Krajowej, odebrał śledztwo w sprawie zabójcy Papały warszawskim prokuratorom i przeniósł do Łodzi. Dopiero nowi prokuratorzy chcą zbadać, czy krew sprzed 10 lat to krew jednego z zabójców. "Po ponownym zanalizowaniu materiałów śledztwa przez Prokuraturę Apelacyjną w Łodzi zostaną przeprowadzone rozszerzone badania porównawcze krwi i DNA" - powiedziała nam Katarzyna Szeska, rzecznik Prokuratury Krajowej.

Kto mógł zabić Papałę?

Przez 12 lat śledztwa wytypowano kilku gangsterów, którzy mogli oddać śmiertelny strzał. Jednak najwięcej dowodów wskazywało na dwóch. Świadkowie zeznawali, że pod blokiem na warszawskim Służewcu widzieli Siergieja Sienkiwa, zabójcę z Gdańska. Zaś trzy tygodnie po zabójstwie na policję przyszedł anonim, według którego za spust pociągnał Rafał Kanigowski, gangster z grupy "Baraniny". Świadkowie zeznawali bowiem, że przed zabójstwem śledził Papałę.