W domu dziecka w Środzie Śląskiej wychowuje się siedmioro rodzeństwa - najmłodsze ma kilka, najstarsze kilkanaście lat - które na nowy dom nie mają żadnych szans. Sąd rodzinny postanowił bowiem jedynie ograniczyć, a nie odebrać prawa rodzicielskie ich matce. Dwójka ich starszego rodzeństwa mieszkała w tym samym sierocińcu aż do pełnoletności.
To nie jest wcale wyjątkowa sytuacja. W domach dziecka w Polsce żyje ok. 20 tys. dzieci. Jedynie 3 proc. z nich to biologiczne sieroty, a aż 67 proc. ma oboje rodziców. Do sierocińców trafiają, bo były bite, rodzice są uzależnieni od alkoholu czy narkotyków i nie potrafią się nimi zająć.
Problem w tym, że sądy rodzinne czasem latami nie są w stanie podjąć decyzji o odebraniu praw rodzicielskich biologicznym rodzicom.
"Wystarczy, że patologiczny rodzic stwierdzi, że kocha swoje dziecko, by w nieskończoność dawać mu szanse, bezpowrotnie zaprzepaszczając szansę dziecka na normalny dom" - czytamy w raporcie przygotowanym przez grupę posłów PO. Kompleksowy raport, opracowany wspólnie z przedstawicielami ośrodków adopcyjnych, pracownikami domów dziecka, prawnikami oraz rzecznikiem praw dziecka, trafi w tym tygodniu do szefa klubu parlamentarnego PO Grzegorza Schetyny.
W dokumencie napisano wprost: żyjące w domach dziecka dzieci są "bardzo często krzywdzone przez starszych wychowanków lub przez dorosłych opiekunów". "Dziecko wychowuje się w nich nie zaznając najważniejszych uczuć: miłości, poczucia własnej wartości, stabilizacji" - podkreśla szefowa zespołu ds. adopcji Iwona Guzowska, która sama była adoptowana.
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że według zgodnej opinii ekspertów polskie prawo adopcyjne jest dobre, przejrzyste i nieskomplikowane. A jednocześnie tysiące dzieci spędzają najważniejsze lata życia, podczas których kształtuje się ich osobowość, w ponurych placówkach wychowawczych. "Stres, ciągły strach, poczucie odrzucenia i zagrożenia, uszkadza komórki nerwowe, powodując nieodwracalne uszkodzenia układu nerwowego, co w konsekwencji prowadzi do niemożności prowadzenia normalnego, szczęśliwego życia" - podkreślają autorzy raportu.
Zdaniem ekspertów winne są sądy rodzinne, które działają bardzo opieszale. Dlatego autorzy raportu postulują, by wszyscy sędziowie rodzinni, kuratorzy i prokuratorzy przeszli specjalne szkolenia. "Ich podejście może się zmienić kiedy przestaną podejmować decyzje zza biurka, odwiedzą dom dziecka i na własne oczy przekonają się, jak wygląda tam życie dzieci" - mówi Michał Rżysko z Fundacji Świętego. "Adopcja to najwspanialsza forma opieki zastępczej. Naprawdę warto ją ułatwić" - dodaje.
Na razie jednak "bidule" to smutny relikt PRL-u, z którym nie mogą sobie poradzić kolejne rządy. "Politycy nie zajmują się tą sprawą, bo jest mało nośna. Wydaje im się, że nie zbudują na tym swojej popularności" - ubolewa Michał Damski, ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian".