Dają za moją głowę 2 miliony dolarów - mówi Jarosław Sokołowski, pseudonim Masa. Najsłynniejszy polski świadek koronny sugeruje, że jego życie jest zagrożone. Dzięki jego zeznaniom oskarżony i skazany został tzw. zarząd "Pruszkowa", czyli szefowie mafii, której i on był członkiem. Jak dotychczas żadnego z bandytów, którzy poszli na współpracę z prokuraturą, nie dosięgła zemsta zdradzonych wspólników.

Tych najściślej chronionych ludzi w Polsce jest ok. 300. - W tym 80 skruszonych przestępców, którzy w zamian za zeznania liczą na bezkarność. Pozostałe osoby to ich najbliżsi: żony, konkubiny, dzieci - mówi nam naczelnik Zarządu Ochrony Świadka Koronnego Centralnego Biura Śledczego. Prosi, by nie podawać jego nazwiska. Dopiero po zakończeniu wszystkich procesów sądowych, w których świadek zeznaje, państwo może zorganizować mu zmianę tożsamości czy przeprowadzkę do innego kraju. W USA, we Włoszech i w Szwecji mieszka kilku byłych polskich świadków koronnych. Prawdopodobnie tylko jeden zdecydował się na operację plastyczną.

Znikanie w tłumie

Tajne przy świadkach koronnych jest prawie wszystko. Naczelnik nie może powiedzieć, ile państwo wydaje na program ochrony świadków, jak dużą "pensję" takie osoby dostają miesięcznie, gdzie są ukrywani, kto za ich bezpieczeństwo odpowiada, jak organizowane jest ich nowe życie.

Nieoficjalnie udaje nam się jednak dowiedzieć z innych źródeł, jak wygląda praca policjantów zajmujących się na co dzień ich ochroną. W centrali są umieszczeni tzw. koordynatorzy, to oni opiekują się świadkami, najczęściej jeden kilkoma. Nadają im specjalne tajne pseudonimy, ustalają miejsce, gdzie świadek wraz z rodziną zamieszka. Jeśli pochodzi ze Śląska, to zwykle przerzuca się go gdzieś na północ czy wschód. Tam, na miejscu, w lokalnym ogniwie pracują policjanci, którzy bezpośrednio odpowiadają za jego ochronę. To oni na swoje nazwiska legalizacyjne (mają specjalnie spreparowane w tym celu dokumenty) wynajmują dla świadka mieszkanie, czasem dom. Pomagają w znalezieniu pracy dla żony czy szkoły dla dzieci. Odpowiadają za przekazywanie pieniędzy na życie. - Za wynajem domu i czynsz płaci policja. Liczniki - prąd, gaz, woda - to koszta świadka - tłumaczy nam jeden z policjantów. - Zwykle to mniej więcej średnia krajowa. W 2009 r. wynosiła 3,2 tysiąca złotych. Jeśli świadek jest wyjątkowo cenny, może to być jednak oczywiście więcej. Jeżeli mieszka z rodziną, dostaje ok. 5 - 6 tysięcy.











Reklama



Policjanci odpowiadający za konkretnego świadka zwykle pracują we dwóch. Mają patrzeć sobie na ręce, czy np. nie zdefraudowali funduszu operacyjnego ale też obronić przed pomówieniem. To do nich też w razie problemu czy zagrożenia na specjalnie w tym celu zakupiony telefon alarmowy dzwoni świadek koronny.

Wbrew potocznym przypuszczeniom policjanci z ochrony nie mieszkają ze swoim podopiecznym i jego rodziną na stałe. Ochrona 24-godzinna przyznawana jest tylko w razie konkretnego podejrzenia, że coś świadkowi lub jego bliskim grozi. Przez pozostały czas mieszka on sam, i to pod własnym nazwiskiem. Dlatego na przykład "Masa" mógł być zatrzymany przez drogówkę za przekroczenie prędkości albo nawet trafić do izby wytrzeźwień. - Ci ludzie dostają od nas pewne instrukcje, nakazy, np. nie powinni się zbytnio spoufalać z sąsiadami. Ale nikt ich nie pilnuje przez całą dobę. Powinni zniknąć w tłumie.

Specjalne procedury uruchamia się natomiast wtedy, kiedy świadek ma zeznawać. Prośba z sądu czy prokuratury o dowiezienie świadka trafia do zarządu CBŚ w Komendzie Głównej, a koordynator odpowiedzialny za tę konkretną osobę ustala zasady konwojowania. To on decyduje, czy mają to być np. dwa radiowozy czy pięć i skąd się świadka odbiera. Zwykle w jakieś umówione miejsce, np. na stację benzynową czy parking, dowożą świadka policjanci z ogniwa, które na co dzień się nim zajmuje. Stamtąd już pod eskortą dodatkowych radiowozów jadą np. do sądu. - Zdarzają się sytuacje awaryjne. Kiedyś weszliśmy do baru przy stacji benzynowej, a tam siedzieli ludzie z dawnej grupy przestępczej naszego człowieka. Oczywiście natychmiast uciekaliśmy stamtąd - opowiada policjant.

Koronowany szef gangu

Ustawa o świadku koronnym obowiązuje od 1998 roku. Z nieoficjalnych informacji wynika, że program ochrony świadka kosztował dotychczas budżet państwa co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych. Kolejni szefowie MSWiA oraz Ministerstwa Sprawiedliwości twierdzą, że instytucja się sprawdziła, i wymieniają sukcesy odniesione dzięki zeznaniom skruszonych przestępców: rozbicie "Pruszkowa", łódzkiej ośmiornicy, gangu "Krakowiaka", a ostatnio np. grupy lekarsko-prawniczej, która miała załatwiać lewe zwolnienia, m.in. dla Lwa Rywina.











Ale zdarza się też, że bandyci potrafią znakomicie manipulować prokuraturą i policją, a status świadka koronnego wykorzystują jako zapewnienie sobie bezkarności w popełnianiu kolejnych przestępstw. - Kiedy jeden sędzia nie chciał nadać bandycie statusu, to się czekało parę miesięcy i szło do innego, który już nie wnikał i wszystko podpisywał - opowiada jeden z policjantów z wieloletnim doświadczeniem. Skutek? Świadkami zostawali konfabulanci, ludzie niedorozwinięci umysłowo, a nawet zatwardziali bandyci, którzy wykorzystywali przywileje specświadka do swoich celów. Teraz rocznie przybywa ich tylko ok. 10.

Dotychczas cofnięto specjalny status tylko w kilku przypadkach, były to sprawy wręcz skandaliczne. Władysław C., pseudonim Prezes lub Łomiarz, został świadkiem koronnym w 2001 r. i pogrążył jeden z najgroźniejszych gangów na Śląsku - grupę "Krakowiaka". Sam wcześniej był jej członkiem. Ale korzystając z nadzwyczajnego statusu, założył własny kilkudziesięcioosobowy gang specjalizujący się w wyjątkowo brutalnych porwaniach dla okupu. Bandyci grozili ofiarom bronią i piłą łańcuchową, a za puszczenie wolno żądali 100 tysięcy złotych.

"Prezes" poległ od własnej broni - jego grupę udało się zlikwidować m.in. dzięki zeznaniom jednego z jego gangsterów. Kiedy wszystko wyszło na jaw, C. oczywiście stracił status świadka koronnego. Za kierowanie tą grupą został już nawet prawomocnie skazany.









Jeszcze większą wpadką było przyznanie statusu świadka koronnego Januszowi C., prawej ręce szefa gangu wołomińskiego Jacka K., pseudonim Klepak. C. zatrzymano w 2001 r. po nieudanym napadzie na bank przy ul. Jasnej w Warszawie. Dostał "koronę", bo obiecywał policji opowiedzieć wszystko o działalności przestępczej "Klepaka". I rzeczywiście na podstawie jego zeznań prokuratura przygotowała akty oskarżenia przeciwko szefowi "Wołomina". Niespodziewanie w 2002 roku C. rozesłał do mediów kasetę wideo (jedna z nich dotarła wówczas do mnie), na której nagrana była jego wypowiedź, w której oczyszczał członków gangu "Klepaka", ale za to oskarżał prokuratorów, że brali pieniądze, i pomawiał o przestępstwa innego świadka koronnego "Masę". Później tłumaczył, że "Klepak" go zastraszył i zmusił do nagrania. Ale kiedy CBŚ zaczęło go dyskretnie obserwować, okazało się, że C. opowiada wszystkim o kulisach programu ochrony świadka koronnego. Co więcej, w lutym 2002 r. ostrzegł "Klepaka" przed grożącym mu aresztowaniem. - Zaczęliśmy podejrzewać, że od początku był kretem, który miał rozgryźć program świadka od środka - opowiada jeden z policjantów.

C. zatrzymano i latem 2002 r. pozbawiono statusu świadka koronnego. Skazano go potem za udział w napadzie w Warszawie na bank przy Jasnej, przekręty finansowe, ujawnianie tajemnic państwowych. W końcu okazało się, że nigdy nie powinien dostać statusu świadka koronnego, bo w 2000 r. zabił kobietę. A takim specjalnym świadkiem nie może zostać ani szef gangu, ani ktoś, kto dokonał zabójstwa. Za zabójstwo C. został w 2006 r. skazany na dożywocie.

Warszawski złodziej samochodów Jarosław R., ps. Szczygieł, tylko dwa lata cieszył się bezpiecznym statusem. Stracił go w 2005 r., bo nie mógł się powstrzymać i pod okiem CBŚ ukradł 33 samochody. - Na początku wszyscy deklarują, że już będą uczciwi. Oceniam, że ok. 40 procent świadków koronnych wróci na drogę przestępstwa - mówi nam naczelnik zarządu ochrony świadka. Ilu bandytów objętych programem ochrony nadal popełnia przestępstwa? - To trudne do ustalenia. Niekiedy świadkowie koronni są pomawiani, by właśnie doprowadzić do cofnięcia im statusu - mówi nam jeden z policjantów. - Na przykład od samego początku pojawia się podejrzenie, że przed laty "Masa" brał udział w zabójstwie "Kiełbasy". Gdyby mu to udowodniono, nie mógłby być świadkiem koronnym.


W stresie

Bandyta niezwykle rzadko zostaje świadkiem koronnym z własnej inicjatywy. Zwykle decyduje się na to w sytuacji przymusowej. Albo zostaje złapany na przestępstwie i grozi mu surowa kara, albo z jakiegoś powodu boi się zemsty gangu. "Masa" spodziewał się, że po zabójstwie "Pershinga" on będzie następny. Przyspieszyło to jego decyzję o zostaniu świadkiem.

Nie mniej ciężką sytuację miał Igor Ł., ps. Patyk. Warszawski złodziej samochodów, który ma na koncie kradzież kilkuset aut, dostałby surowy wyrok. A tak został skazany na symboliczny rok w zawieszeniu za... skorumpowanie 10 policjantów, do czego sam się przyznał. Korupcji przynajmniej na razie tym policjantom nie udowodniono - ich proces jeszcze się nie zakończył.

Jak wygląda życie świadków koronnych pod ochroną policji? Większość dopada szara rzeczywistość: konieczność ciągłego zeznawania w kolejnych procesach i ukrywanie się przed dalszą rodziną i dawnymi znajomymi. - Człowiek się kładzie i nie wie, czy się rano obudzi. A syn to kłębek nerwów, stale za siebie się ogląda. Każdy myśli, że taki świadek to ma miód. A to jest gehenna. My jesteśmy tym chwastem, który trzeba by usunąć. Jesteśmy darmozjady, bo państwo nas utrzymuje - skarżyła się w TVN matka świadka koronnego, która od sześciu lat wraz synem, synową i wnukami ukrywa się przed bandytami.

- To jest ogromne obciążenie psychiczne. Tym ludziom nie zmienia się przecież nagle osobowość, tylko tryb życia. Do tego dochodzi brak adrenaliny, którą dawało poprzednie życie, mniejsze pieniądze i wyrwanie z dotychczasowego środowiska - mówi nam naczelnik Zarządu Ochrony Świadka Koronnego. - Dla niektórych jeszcze trudniejsza do zniesienia jest konieczność stania się przykładnym ojcem rodziny. Wcześniej bywali w domu gośćmi. Teraz w nowym miejscu zamieszkania zostawieni z żoną i dziećmi czasem nie wytrzymują. Stąd częste rozwody i rozstania z dotychczasowymi partnerkami, związki z kolejnymi - podkreśla naczelnik. - Oczywiście próbujemy im pomóc, na ile to możliwe, ale to oni sami muszą tego chcieć i sobie poradzić. Niektórzy zaczęli się dokształcać, znaleźli pracę, prowadzą własną działalność gospodarczą. Ale z większością nasi psychologowie muszą dużo pracować.


















- Ci przestępcy muszą sobie poradzić z piętnem zdrajcy. Muszą stanąć w sądzie i nie reagować na szepty z ławy oskarżonych typu "ty cwelu", "ty kapusiu", "szmato"... - ocenia naczelnik.

Ale od tego już krok do przećwiczenia fałszywych zeznań. Często się słyszy, że świadek koronny mówi to, co ustalił z prokuratorem, a nie tak, jak było naprawdę. Np. pojawiły się podejrzenia, że "Patyk" nie był na miejscu zabójstwa Papały i nie widział tam Ryszarda Boguckiego, ale powiedział tak, by wzmocnić wersję prokuratora. Nawet wizja lokalna pod domem Papały z jego udziałem podobno wyglądała jak podpowiadanie mu, co i gdzie mógł widzieć. - My nie jesteśmy od spraw procesowych. Nas nie interesuje, co świadek zeznaje. My mamy mu pomóc w nowym życiu i zapewnić bezpieczeństwo - tłumaczy naczelnik.

A jednak nie wszyscy świadkowie radzą sobie ze stresem. Kilku popełniło samobójstwo. W 2002 r. w więzieniu w Iławie zabił się Tomasz P., ps. Chory, były świadek koronny, który stracił swój status i trafił ponownie za kraty po popełnieniu kolejnego przestępstwa.

W 2008 r. w celi białostockiego aresztu powiesił się złodziej samochodowy Andrzej Ł., ps. Gruby. Trafił znów za kratki, bo choć został świadkiem koronnym, dalej kradł auta. Groziły mu utrata statusu i wieloletnie więzienie.

O wiele bardziej zadziwiająca była natomiast śmierć Andrzeja L., ksywa Rygus. Powiesił się w celi aresztu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie we wrześniu 2009 r. Był najważniejszym świadkiem w sprawie porwania i zabójstwa Piotra Głowali, nadano mu status świadka koronnego. Stracił go jednak. Jak ujawnili w Polityce Sylwester Latkowski i Piotr Pytlakowski, "Rygus" najpierw w 2007 r. przyznał się do udziału w porwaniu gracza giełdowego Piotra Głowali, a po jakimś czasie i po licznych przesłuchaniach przypomniał sobie, że stało się to na zlecenia Janusza G., ps. Graf, i Janusza Lazarowicza. Sąd zgodził się nadać mu status świadka koronnego dopiero w drugim podejściu. Okazało się, że mimo iż w zamian za zeznania zapewniono mu bezkarność, nie zaprzestał działalności w zorganizowanej grupie. Kiedy jego czyny wyszły na jaw, uciekł. W końcu wpadł, ale po 11 dniach w areszcie popełnił samobójstwo.









Dziwne opowieści

Status koronnego można stracić nie tylko po popełnieniu nowego przestępstwa, ale też w razie udowodnienia kłamstwa w zeznaniach i zatajenia majątku. Takim świadkiem opowiadającym niestworzone historie, m.in. na temat zabójstwa generała Papały, jest Piotr W., ps. Generał. To, co opowiedział dziennikarzom, łącznie z oskarżeniami wobec prokuratura, jest dalekie od potwierdzonych już w innych źródłach faktów. Prokuratura uznała jednak, że jego zeznania są w części wiarygodne. Piotr W. miał się m.in. dowiedzieć od samego Ryszarda Boguckiego o jego udziale w zabójstwie Papały. Ten płatny zabójca, dziś oskarżony w procesie komendanta, miał mu o tym sam z nudów opowiedzieć przez dziurę w ścianie aresztu, bo siedzieli w sąsiednich celach. Podobnie jak o szczegółach zabójstwa "Pershinga". Zresztą Piotr W. twierdzi, że wie też o okolicznościach zabójstwa byłego wicepremiera i prezesa Głównego Urzędu Ceł Ireneusza Sekuły, bossa śląskiego półświatka Zbigniewa S. "Simona", ucieczki Ryszarda N. "Rzeźnika".

- Zeznania świadków zweryfikuje sąd. Oni niekiedy przechwalają się swoją wiedzą, odgrażają, kogo to mogą załatwić - opowiada nam jeden z policjantów. - W rzeczywistości mają straszne kompleksy i nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Część uważa, że należy im się coś więcej. Nawet ta rzekomo obiecywana Ameryka.

- Jako gangster miałem bardzo wysoki poziom egzystencji. Zdawałem sobie sprawę, że muszę z tego zrezygnować, rezygnując z bycia gangsterem. Ale nie spodziewałem się, że będzie to życie na pograniczu ubóstwa - mówił "Masa" w wywiadzie dla TVN. - Taka postawa roszczeniowa jest bezpodstawna. Przestępca otrzymał coś cenniejszego niż pieniądze - bezkarność - odpowiada naczelnik zarządu ochrony świadka.