– Nie wiadomo jeszcze, które to dokładnie samoloty będą, bo część należy do nas, część tych maszyn sami leasingujemy. Nie wiemy jeszcze, na jaki czas zostaną wypożyczone. Ostatnio pojawiła się opcja czterech lat – usłyszeliśmy od jednego z pracowników narodowego przewoźnika.
Tak długi okres wypożyczenia może przesądzić, że wojsko przestanie wozić VIP-ów. – W ciągu najbliższych miesięcy będą musiały zostać podjęte ostateczne rozstrzygnięcia: albo pułk zostanie przekształcony, albo nawet zlikwidowany. Na razie w ramach pozyskiwania samolotów dla VIP-ów idziemy w kierunku rozwiązania, dla którego 36. pułk jest niepotrzebny – mówił wczoraj Bogdan Klich.
Te słowa oznaczają, że ministerstwo wreszcie wzięło na poważnie słowa ekspertów, którzy twierdzą, że wojsko lekceważy procedury bezpieczeństwa – czego dowodem jest ostatnia seria katastrof. – Nie stosujemy się do wszystkich procedur, to jasne. My musimy umieć latać w warunkach bojowych. Do tego nikt nas nie szkoli, bo boją się, że uciekniemy do cywila – uważa były wojskowy oficer.
Bardzo doświadczony pilot wojskowy, z uprawnieniami do kierowania prezydenckim tupolewem, zarabia ok. 5 tys. zł netto. W cywilnych liniach zarobi niemal drugie tyle przy mniejszym nakładzie pracy. – Szybko w MON wrócą do wojskowych pilotów. Żaden cywil nie będzie spełniał zachcianek VIP-ów. Dodatkowo cywile nie mogą latać do Afganistanu, a nawet lądować w bazie Andrews w USA – ostrzega nasz rozmówca. Poza tym w przypadku cywilnych załóg pojawiają się komplikacje związane z tajemnicą państwową.
Według rozmówców „DGP” rozwiązaniem tego problemu są tylko pieniądze. Piloci wojskowi muszą mieć pełne szkolenia, tak jak cywilni koledzy. Powinni jednak zarabiać lepiej – wtedy nie byłoby obawy, że po uzyskaniu prawa do emerytury (po 15 latach służby) uciekną do cywila.
– Wyszkolenie pilota myśliwca F-16 to lata pracy i wydatek rzędu 6 mln dol. Taki pilot powinien dobrze zarabiać, a ci latający z najważniejszymi osobami w państwie jeszcze więcej – mówi nasz rozmówca.
Tylko w 2008 r. z armii odeszło 12 pilotów – żaden z nich nie miał pełnych praw emerytalnych. Z samego 36. pułku odeszło wtedy 4 najlepszych pilotów z uprawnieniami do zasiadania za sterami prezydenckiej maszyny. – Mówiąc o cywilach, urzędnicy MON znów ignorują źródło problemów. A stanowi go to, że najlepsi piloci uciekają z armii i nie szkolą swoich następców. Bo im się to nie opłaca – mówi nasz rozmówca.