Niecałe trzy tygodnie temu oskarżyciele z gdańskiej prokuratury apelacyjnej i oficerowie CBŚ zerwali większość paneli podłogowych z salonu willi Krzysztofa w Świerczynku na przedmieściach Drobina. "Nasza rodzina zgodziła się na działania prokuratorów" - mówi Włodzimierz Olewnik, ojciec uprowadzonego i zamordowanego Krzysztofa.

Reklama

Dlaczego oskarżyciele i policjanci zerwali podłogę? Uważają bowiem, że to, co się pod nią kryje, pomoże wyjaśnić zagadkę nocy z 26 na 27 października 2001 roku, gdy porwano Krzysztofa. Olewnik urządził u siebie przyjęcie, na którym bawili się miejscowi notable, a także jego ówczesny przyjaciel Jacek K. - obecnie podejrzany o współudział w porwaniu.

Śledczy szukali do tej pory niezbadanych przez policję śladów krwi, która spłynęła pomiędzy panele podłogowe. W grudniu 2009 roku "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że prokuratorzy znaleźli w domu Krzysztofa nieznaną skrytkę, w której była schowana dyskietka. Oprócz niej oskarżyciele zauważyli nieznane wcześniej ślady krwi. Zerwali wtedy jednak tylko listwy podtrzymujące panele. Na nich znaleźli bowiem krople krwi, których policja nie zabezpieczyła 8 lat wcześniej. Wtedy funkcjonariusze pobrali próbkę tylko z jednej plamy krwi, która wyglądała jak celowo rozmazana na ścianie. Pominięto pozostałe ślady. Analiza próbki z tej jednej plamy wykazała wtedy, że była to najprawdopodobniej krew Krzysztofa. Ale po badaniach zrobionych w grudniu 2009 roku okazało się, że prokuratorzy znaleźli też krew kogoś innego. Czyją? Tego dotąd nie wiadomo. Dlatego teraz prokuratorzy zdecydowali się zbadać ślady jeszcze dokładniej.

Oskarżyciele przyjmują trzy hipotezy:

• Wspólnik porywaczy celowo rozmazał krew Krzysztofa po ścianie salonu jego domu. Przy okazji się skaleczył. "Nie można wykluczyć, że ktoś specjalnie rozmazał krew Krzysztofa na ścianie w tak widoczny sposób, bo chciał popchnąć policjantów w stronę hipotezy o samouprowadzeniu Krzysztofa" - przypuszcza mecenas Ireneusz Wilk, pełnomocnik rodziny Olewników.

Reklama

• Tuż po przyjęciu doszło do szamotaniny. W trakcie wymiany ciosów zranił się ktoś, kto brał udział w porwaniu, ale do tej pory nie został zidentyfikowany. Tylko dlatego, że w 2001 roku ówczesna ekipa śledcza nie sprawdziła wszystkich śladów krwi.

• To wcale nie jest krew wspólnika porywaczy, a np. robotnika, który kładł panele podłogowe lub parę lat temu po porwaniu remontował dom Krzysztofa.

"Weryfikujemy dotychczasowe zeznania świadków, oskarżonych i obecnie podejrzanych. Dokładnie sprawdzamy, co tak naprawdę zdarzyło się w domu Krzysztofa Olewnika. Zabezpieczamy i badamy ślady biologiczne. Nie mogę w tej chwili powiedzieć, co wynika z tych ekspertyz" - mówi "DGP" Zbigniew Niemczyk, wiceszef Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.