Głównym orędownikiem, by nakaz jazdy z włączonymi światłami znów obowiązywał jedynie przez pięć, a nie 12 miesięcy w roku, jest poseł PO Jarosław Pięta. "Jazda przez cały rok z włączonymi światłami nie ma sensu, bo generuje dodatkowe koszty i nie poprawia bezpieczeństwa" - twierdzi w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Reklama

Aby potwierdzić swoje argumenty, poseł Pięta powołuje się na ostatnie statystyki policji dotyczące liczby wypadków drogowych. W 2007 r., gdy kazano kierowcom jeździć z włączonymi światłami, było ich łącznie 49,5 tys., a w 2006 - niespełna 47 tys. Skoro nie ma zysku, to po co ponosić koszty?

Powołując się na własne wyliczenia, poseł twierdzi, że obowiązek jazdy na światłach kosztuje użytkowników dróg łącznie około 650 mln zł. Jeszcze większe sumy dotyczą tranzytu przez Polskę - mają wynosić około 2 mld zł.

To jeden z pierwszych w historii tak ostrych głosów przeciwko wymogowi jazdy na światłach, którego w ub.r. prawie nikt nie krytykował. Przeciwnicy Pięty, także w jego własnej partii, wytykają mu jednak spore błędy.

Reklama

"Poseł nie bierze w ogóle pod uwagę tego, że mamy coraz więcej i samochodów, i kierowców - mówi DZIENNIKOWI Jan Tomaka, główny orędownik wprowadzenia zmian w ustawie o ruchu drogowym. Sprawdziliśmy: według danych GUS na początku 2006 r. w Polsce zarejestrowanych było 16 mln 815 tys. samochodów. Dokładnie 12 miesięcy później ich liczba wynosiła ponad 18 mln. To o ponad 7 proc. więcej. Liczba wypadków wzrosła w tym czasie o zaledwie 5 proc., a więc w przeliczeniu na użytkowników dróg - spadła.

Poseł Tomaka twierdzi, że także koszty włączonych świateł nie są aż tak wielkie, jak te podawane przez jego partyjnego kolegę. "Obliczyłem, że polski kierowca, który pokonuje rocznie 15 tys. km ponosi zaledwie kilkadziesiąt złotych dodatkowych kosztów. Jeśli to miałoby uratować choćby jedno życie, to i tak warto - przekonuje.

Również większość ekspertów przyznaje rację raczej zwolennikom świateł. "Włączone światła poprawiają szybkość spostrzegania obiektów, a to jest udowodnione naukowo i nie podlega dyskusji" - mówi Tomasz Targosiński, ekspert ds. oświetlenia pojazdów z Instytutu Transportu Samochodowego.

Reklama

Z analiz ITS wynika, że w czasie jazdy na światłach przeciętny pojazd spala od ułamka procenta do ok. 1,5 proc. więcej benzyny. Dla porównania klimatyzacja powoduje wzrost zużycia paliwa nawet o kilkanaście procent.

p

Pięta: Koszty są tak duże, że nie warto ich ponosić

Ilona Blicharz: Czy uważa pan, że jazda z włączonymi światłami nie poprawia bezpieczeństwa?
Jarosław Pięta*: Stawiam takie pytanie, bo mam poważne wątpliwości. Zwolennicy wprowadzenia obowiązku jazdy z włączonymi światłami zapowiadali w ubiegłym roku, że spowoduje to zmniejszenie wypadków nawet o 20 proc. Tymczasem ostatnie dane policji pokazują, że ich liczba w 2007 roku zamiast spadać to jeszcze wzrosła.

Ile kosztuje włączanie świateł przez cały rok?
Okazuje się, że bardzo dużo. Moc samochodu z włączonymi światłami zwiększa się o ok 1 proc., a to powoduje od 0,5 do 3 proc. większe zużycie paliwa. O 60 proc. wzrosła też sprzedaż żarówek, a wiadomo, że jedna żarówka do samochodu kosztuje około 50 zł. Dodatkowo cierpi na tym ekologia.

Czyli nie warto?
Dlaczego Komisja Europejska w ubiegłym roku zdecydowała, że nie będzie zachęcać do jazdy na światłach? Dlaczego Austria zrezygnowała z tego przepisu, a planują to też Czechy? Bo oni też dochodzą do wniosków, że są to tylko straty bez korzyści. Moim zdaniem najpierw trzeba włączyć myślenie, a później światło.

*Jarosław Pięta, poseł Platformy Obywatelskiej z Sosnowca

p

Targosiński: Nic nie tracimy, dużo zyskujemy

Ilona Blicharz: Jak jazda z włączonymi światłami wpływa na bezpieczeństwo?
Tomasz Targosiński*: Wszystkie badania pokazują, że włączone światła umożliwiają wcześniejsze zauważenie pojazdu, a to zawsze poprawia bezpieczeństwo.

Czy aż tak bardzo, by warto było więcej wydawać na benzynę i żarówki?
Te koszta wcale nie są naprawdę dużo większe. Przy światłach mijania można mówić o wzroście spalania od 0,5 do 1,5 proc., czyli tyle samo, co przy głośnym radioodbiorniku. Jeśli używamy świateł do jazdy dziennej, coraz bardziej popularnych, spalanie praktycznie się nie zwiększa. Poza tym zwracam uwagę na pewną niekonsekwencję. Nie słyszałem np., by ktokolwiek krytykował klimatyzację, choć ta zwiększa zużycie od ok. 10 do nawet 20 proc.

Warto włączać światła przez cały rok?
Tak. Poprawiają bezpieczeństwo i zwiększają komfort jazdy. Jeśli jeszcze mamy dobrze ustawione świata lub najlepiej założone żarówki do jazdy dziennej, to nie tracimy nic, a zyskujemy wiele.

*Tomasz Targosiński, ekspert ds. oświetlenia pojazdów w Instytucie Transportu Samochodowego.