Żołnierze, szczęśliwi z tego, że są na wolności, nie chcieli długo rozmawiać z dziennikarzami. "Jesteśmy niewinni. Byłem żołnierzem, a zrobiono ze mnie przestępcę" - rzucił krótko jeden z nich.
Kolejny - Robert B. - mówił: "My wciąż jesteśmy żołnierzami. Tych, którzy musieli zostać w areszcie będziemy wspierać. Oni też powinni odpowiadać z wolnej stopy".
Żołnierze, którzy wyszli dziś na wolność, siedzieli w aresztach w Środzie Wielkopolskiej i w Poznaniu. Dyrekcje placówek od piątku czekały na oryginalne dokumenty. Zaraz po wydaniu decyzji sąd przesłał im faks. Ale szefowie aresztów tłumaczyli, że to za mało, by wypuścić podejrzanych.
Na wolność wyszli starsi szeregowi: Jacek J., Robert B. i Damian L. Na tego ostatniego od rana czekała żona, i to on jako pierwszy z tej trójki wyszedł zza krat. Żołnierze już od wielu godzin byli spakowani i - jak mówili szefowie aresztów - "cierpliwie czekali" na kuriera.
Czterej pozostali podejrzani w tej sprawie mają zostać w areszcie do 13 sierpnia. Wszystkich czeka proces za ostrzał afgańskiej wioski 16 sierpnia ubiegłego roku. Zginęło wtedy ośmioro afgańskich cywili, w tym kobiety i dzieci. Sześciu żołnierzom z 18. bielskiego Batalionu Desantowo-Szturmowego prokuratura zarzuca zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara do dożywocia; jednemu - atak na niebroniony obiekt cywilny, za co grozi do 25 lat więzienia.