Anna i Tomasz z Warszawy, małżeństwo z siedmioletnim stażem, długo nikogo nie prosili o pomoc. Anna zrezygnowała z pracy i poświęciła się wychowywaniu synów, trzyletniego Piotra i o dwa lata starszego Filipa. Tomasz z zawodu prawnik, skupił się na karierze zawodowej w dużej międzynarodowej kancelarii. Nie włączał się w obowiązki domowe i wychowanie dzieci, uznając, że to zadanie "niepracującej tak ciężko jak on żony".

Reklama

"Czułam się niedoceniana i nieszanowana" - opowiada Anna. W domu zaczęły się awantury. Nawet o tak błahe sprawy jak to, czy należy wietrzyć mieszkanie. Anna twierdziła, że zbyt niskie temperatury mogą powodować choroby dzieci, zaś jej mąż, że to właśnie brak świeżego powietrza jest przyczyną chorób. W końcu Tomasz zaczął szukać pomocy. W internecie dowiedział się o ośrodku mediacyjnym i namówił żonę na wizytę. Na rozmowach indywidualnych okazało się, że rozwiązanie problemu jest na wyciągnięcie ręki. Tomasz dowiedział się, że latami lekceważył Annę, bo uznał, że się nie rozwija i stała się kurą domową. Anna z kolei cierpiała w domu, ale znosiła to dla dobra dzieci. I dopiero gdy szczerze o tym porozmawiali, problem udało się rozwiązać. Kobieta wróciła do pracy, a opiekę nad domem przejęła zaprzyjaźniona pani. Wystarczyły dwa spotkania ze specjalistą.

Jednak większość małżeństw, które trafiają do mediatora rodzinnego, jest już zdecydowana na rozstanie. "Przychodzi do nas coraz więcej par, które chcą w cywilizowany sposób podzielić opiekę nad dzieckiem, uzgodnić kwestie finansowe i ustalić wszystkie sporne kwestie, aby nie kłócić się przed sądem" - mówi Agata Gójska, wiceprezes Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych.

Właśnie w takiej sytuacji są Grzegorz i Dorota z Wrocławia. Od dawna wiedzieli, że ich związek jest fikcją utrzymywaną dla dobra 6-letniego Krzysia. Ale ich małżeńskie problemy zaczęły się odbijać na dziecku. Chłopiec, który był coraz częściej świadkiem domowych kłótni, zaczął się moczyć. "Wtedy postanowiłem pójść do mediatora, licząc na to, że pomoże nam się rozwieść w jak najmniej stresujący sposób" - wspomina Grzegorz. Pierwsze spotkania wspomina jako horror i stresujące pranie brudów. Ale z czasem udało się im dojść do porozumienia. Rok temu rozwiedli się bez orzekania o winie. Krzyś już się nie moczy.

Reklama

Pojęcie mediacji pojawiło się w polskim prawie niespełna trzy lata temu. To właśnie wtedy znowelizowano Kodeks Postępowania Cywilnego, dając sądom możliwość kierowania par starających się o rozwód i separację do specjalisty. Przystąpienie do mediacji jest jednak całkowicie dobrowolne, a wielu sędziów zapomina poinformować o takiej możliwości. "Sędziowie nie wierzą, że to cokolwiek może pomóc, a na dodatek obawiają się, że mediacja może wydłużyć postępowanie i zaniżyć im statystyki" - tłumaczy Jarema Sawiński, sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu. Jego zdaniem mediacja powinna być oferowana praktycznie zawsze, gdy w grę wchodzą dzieci. "Może wtedy udawałoby się uratować jakiś związek albo przynajmniej mniej boleśnie się rozstać" - dodaje.

Magdalena Janczewska: Jak mediator pomaga zwaśnionym parom?

Robert Boch*: Nie daje rad, nie mówi ludziom, jak mają żyć, nie analizuje ich przeszłości, nie daje gotowych recept na szczęście. Bezstronny mediator przygląda się rzeczywistości, definiuje problem i zastanawia się razem ze stronami, jak można uregulować przyszłość. Celem działania mediatora jest przede wszystkim usprawnienie, a czasami wręcz umożliwienie rzeczowej rozmowy o problemie. Mediator pokazuje, że problemy można rozwiązywać w cywilizowany sposób, że to wcale nie musi być wojna, w której są zwycięzcy i przegrani. Szczególnie w sytuacji gdy w grę wchodzi dobro dziecka.

Reklama

Czy mediacja jest skuteczna?
To zależy, jak definiujemy skuteczność. Dla mnie miernikiem sukcesu jest to, że skonfliktowane strony w ogóle podejmują dialog, a potem go kontynuują i w efekcie dochodzą do porozumienia. My nie wartościujemy, jakie ma być to porozumienie. Nie mówimy, że uratowanie rodziny będzie sukcesem, a rozwód czy separacja " nie. To nie mediator, ale strony konfliktu najpełniej znają swoje potrzeby. Ale liczby mówią same za siebie. Na ponad 900 spraw rozwodowych i o separację, które sąd skierował w ubiegłym roku na mediację, 42 pary zrezygnowały z rozstania, 34 zawiesiły postępowanie, a 223 doszły do porozumienia.

Ale równocześnie aż 135 par zrezygnowało z mediacji. Czemu?
Bo nikogo nie można zmusić do porozumienia się. Trudno mi generalizować, ale w Polsce ciągle pokutuje opinia, że brudy pierze się we własnym domu. Myślimy, że jeśli ktoś decyduje się prosić obcego o pomoc to musi być nieudacznikiem. Dlatego wiele konfliktów kierowanych do mediacji jest już bardzo zaawansowanych, a złość zapiekła. Byłoby o wiele prościej dojść do porozumienia, gdyby pomoc nadeszła szybciej. Na szczęście to zaczyna się zmieniać. Co roku mamy dwukrotnie więcej klientów, którzy " zanim zdecydują się na radykalny krok, jakim jest rozwód " idą najpierw do mediatora. To oznaka, że nareszcie w Polsce zaczynamy dojrzewać.

Kiedy należy skorzystać z pomocy mediatora?
Gdy zauważymy, że mamy problemy z porozumieniem się, gdy jesteśmy święcie przekonani, że to my mamy rację, a druga strona nie i co gorsza, jej argumenty są całkowicie irracjonalne. Alarmującym sygnałem powinien być moment, gdy partnerzy zaczynają gromadzić wokół siebie osoby trzecie, włączać je w konflikt i dzielić się na dwa wrogie obozy, a elementem przetargowym stają się dzieci.

*Robert Boch jest mediatorem w Klinice Konfliktu w Warszawie oraz członkiem Stowarzyszenia Mediatorów Rodzinnych