Warszawska Statua Wolności ma stanąć na Wiśle najpóźniej we wrześniu 2010 roku, choć może uda się ją wznieść wcześniej - na 30-lecie "Solidarności" - czytamy w "Gazecie Wyborczej". Jak wynika z jej informacji, władze Warszawy i Mazowsza są bardzo zainteresowane tym pomysłem, choć tak naprawdę nie wiadomo, kto ma zapłacić za statuę i kto wspiera jej budowę.

Reklama

Wiadomo tylko, ile ma kosztować nowy, gigantyczny pomnik - 50 milionów dolarów. Pierwsze 10 milionów mają wyłożyć "duże amerykańskie firmy". Nie wiadomo tylko jakie.

Jak dodaje dziennik, to zresztą niejedyna tajemnica związana z warszawską Statuą Wolności. Nie ma bowiem żadnego komitetu budowy pomnika, nie ma listów z poparciem projektu wśród ludzi nauki czy kultury. Nikt nie przekonuje warszawiaków.

Ale projektodawca pomnika Victor Boraks pisze listy do prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO): "Należałoby zabezpieczyć 3 hektary gruntu na sam pomnik oraz infrastrukturę logistyczną".

Coś o sobie? Jakieś CV? - pytają dziennikarze Boraksa. Odpowiedź jest równie tajemnicza jak sam pomysł. Przedstawi je, oczywiście, ale dopiero, gdy "cała koncepcja statui nad Wisłą dojrzeje do ujawnienia".

Mówi tylko, że oboje rodzice walczyli w armii Andersa i że jest adwokatem do spraw gospodarczych.

W internecie Boraks reklamuje się jako niezależny ekspert branży paliwowej. Można wyczytać, że pracował dla brytyjskiej Rotch Energy, która razem z rosyjskim Łukoilem chciała kupić prywatyzowaną grupę Lotos.

Reklama

Warszawskie władze są za budową statui. "Ten pan złożył mi wizytę w towarzystwie ambasadora USA Victora Ashe'a. Przekonywali do ustawienia amerykańskiego pomnika jako symbolu obalenia komunizmu" - mówi gazecie Hanna Gronkiewicz-Waltz. I dodaje: "Takich symboli nigdy w Polsce dość".

"Rok temu przekazaliśmy panu Boraksowi dwie propozycje lokalizacji" - mówi Marek Mikos, dyrektor stołecznego biura architektury, i dodaje, że teraz czekają na projekt pomnika.

Jacek Kozłowski (PO), wojewoda mazowiecki, mówi o Boraksie "poważny biznesmen": "Pomogłem mu otworzyć kilkoro drzwi. W tym pomyśle tkwi wielka pozytywna siła! Po stronie amerykańskiej zaangażowani są poważni politycy i biznesmeni. Nazwiska? Nie jestem upoważniony" - wyznaje dziennikowi.

Boraks też nie chce ujawnić żadnych nazwisk. Jak to tłumaczy? "Odpowiedni moment, by mówić o statui, jeszcze nie nadszedł. To wielki projekt i mogą być mu przeciwne inne państwa. Jeszcze nie trzeba o tym pisać".