Problemy zaczęły się 11 czerwca, kiedy prezes NFZ Jacek Paszkiewicz wydał nowe zarządzenie, z którego wynika, że fundusz będzie płacił szpitalom za leczenie pacjenta na oddziale intensywnej terapii (OIT) dopiero od trzeciej doby pobytu chorego. Tymczasem OIT to newralgiczne oddziały. Trafiają na nie pacjenci z zagrożeniem życia. Niezwykle istotna jest dla nich profesjonalna opieka w pierwszych godzinach od przewiezienia do szpitala.

Reklama

"Dwa pierwsze dni decydują o przeżyciu. To, co zaproponował NFZ, to barbarzyństwo" - mówi ordynator chirurgii w Szpitalu im. Witolda Orłowskiego w Warszawie, prof. Krzysztof Bielecki. "Teraz najlepiej jest zoperować pacjenta, a potem... niech umiera. Proszę tak dokładnie napisać: dobry pacjent patriota nie dożywa do trzeciego dnia pobytu na intensywnej terapii".

Zarządzenie powoduje, że NFZ rzadziej będzie teraz płacić za pobyt pacjenta na OIT, bo w większości przypadków chory leży na takim oddziale właśnie dwa dni.

"Tymczasem pierwsze godziny pobytu pacjenta na intensywnej terapii są zawsze najdroższe. To właśnie wtedy pacjentowi robi się wszystkie badania. Potem te koszty są już dużo niższe, bo stan chorego zwykle się stabilizuje" - mówi DZIENNIKOWI dr Wojciech Pawłowski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w warszawskim Szpitalu Dziecięcym im. prof Jana Bogdanowicza.

Reklama

Szpitale radzą sobie, jak mogą, umieszczając pacjentów w innych oddziałach. "Jeżeli dojdzie do sytuacji, w której stan pacjenta pozwala, by po operacji trafił on na oddział pooperacyjny, a nie OIT, trzeba będzie wybrać ten pierwszy, mimo że wszyscy wiemy, że lepszą opiekę miałby na intensywnej terapii" - mówi dr Jarosław Rosłon, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Międzylesiu. W jego placówce wpływy za pobyt pacjentów na oddziale intensywnej terapii zmniejszyły się według wstępnych szacunków już trzykrotnie.

"NFZ musi przestać myśleć w taki sposób, jakby był bankiem. To nie jest instytucja nastawiona na zysk, tylko ma służyć pacjentom" - mówi Rosłon.

Według urzędników Narodowego Funduszu Zdrowia szpitale nie powinny jednak nic stracić na nowych zasadach finansowania, bo koszty pobytu na OIT przez pierwsze dwa dni zostały uwzględnione w wycenie samej operacji. "Jeśli pacjent po zabiegu przebywa na OIT dłużej niż dwa dni, wówczas koszty dalszej hospitalizacji na oddziale intensywnej terapii są sumowane i dodatkowo finansowane" - mówi rzeczniczka prasowa NFZ Edyta Grabowska.

Reklama

Tylko że praktyka wygląda inaczej. Kilka dni temu do Szpitala im. Witolda Orłowskiego w Warszawie trafił pacjent na operację odtworzenia ciągłości przewodu pokarmowego. Potem na OIT, bo ciężka przepuklina stwarzała ryzyko uduszenia. Za zabieg NFZ zwróci szpitalowi ok. 4,6 tys zł. "To jest realna cena takiego zabiegu. A każdy dzień pobytu na OIT kosztuje ok. 3 tys zł. Za to nikt nam pieniędzy nie odda" - mówi prof. Krzysztof Bielecki.

Lekarze twierdzą, że nowy sposób finansowania operacji spowoduje, że szpitale zaczną unikać skomplikowanych przypadków, jeśli tylko będzie to możliwe. Ofiarą tego systemu padła Krystyna Pawlikowska, która od wielu lat cierpi na reumatoidalne zapalenie stawów. Po wyłamaniu endoprotezy stawu biodrowego dostała wewnętrznego krwotoku. Czeka ją skomplikowana operacja, po której musiałaby trafić na intensywną terapię. Z Tarnobrzegu, gdzie mieszka, lekarze skierowali ją jednak do kliniki w Otwocku. Tam usłyszała, że nie zostanie zoperowana.

"Lekarze powiedzieli, że nie wiadomo, co by tu najpierw robić, tyle potrzeba zabiegów. Prosiłam, żeby mnie odesłali gdzie indziej. Wtedy usłyszałam od lekarza, że on nie sądzi, by ktokolwiek mnie zoperował" - mówi Pawlikowska.

Dyrektorzy szpitali liczą, że fundusz wycofa się ze swoich decyzji. Mariusz Jędrzejczak, dyrektor szpitala specjalistycznego w Zgorzelcu, wciąż negocjuje z regionalnym oddziałem NFZ, aby podnieść stawki za pobyt chorych na OIT. "Jedyne, co możemy zrobić, to liczyć na to, że ktoś zrozumie swój błąd" - mówi Jędrzejczak.