Sekret cudu gospodarczego 1,5-milionowego kraju jest prosty: w latach 1992-1994 pierwszy premier niepodległej Estonii, Mart Laar, postanowił przeprowadzić szokowe reformy gospodarcze i uczynić mały kraj jednym z centrów nowoczesnych technologii na Starym Kontynencie.
Plan powiódł się znakomicie - od wielu lat Estonia utrzymuje się w ścisłej europejskiej czołówce, jeśli chodzi o wzrost PKB (w 2007 r. wyniósł on 7,1 proc.). Estończycy przyznają, że nie mieliby na to szans, gdyby nie to, iż równocześnie postawili na powszechną naukę angielskiego. O roli języka angielskiego w tworzeniu gospodarczego cudu opowiada DZIENNIKOWI była minister edukacji Estonii Mailis Reps.
p
Artur Ciechanowicz: W Estonii niemal połowa mieszkańców mówi po angielsku. To jeden z najwyższych wskaźników w Unii Europejskiej. Jak udało się wam to osiągnąć?
Mailis Reps, były minister edukacji Estoni: Oczywiście przez reformę systemu edukacji i promocję nauki języka angielskiego, którą rozpoczęliśmy zaraz po odzyskaniu niepodległości. Ale równie ważne było to, że mimo wysiłków Sowietów za czasów ZSRR większość Estończyków oglądało fińską telewizję. A jak wiadomo, Finowie nie robią dubbingu do filmów, tylko wyświetlają je w wersji oryginalnej z napisami. Najczęściej są to produkcje w języku angielskim. Dlatego większość moich rodaków przynajmniej rozumiało angielski, a po drugie chciało się go lepiej nauczyć.
Zatem chce pani powiedzieć, że filmy w wersji oryginalnej i napisy, to najlepszy sposób na podwyższenie znajomości angielskiego?
Zdecydowanie. Właśnie dlatego nie podkładamy w naszej telewizji głosu pod programy anglojęzyczne. Powoduje to, że ludzie nabierają chęci, żeby się uczyć. Gdybym miała doradzać takim krajom jak Polska, co robić, żeby podwyższyć poziom znajomości angielskiego, to właśnie zlikwidowanie dubbingu czy lektorów powinno być pierwszym krokiem.
Uważa pani, że angielski jest niezbędny w dzisiejszym świecie? Są narody, dla których znajomość języków obcych jest znikoma i jakoś sobie radzą.
Taki kraj jak nasz nie może sobie pozwolić na nieznajomość angielskiego. Nie stać nas na to. Nie osiągnęlibyśmy takiego sukcesu gospodarczego, gdyby nasi naukowcy i biznesmeni nie studiowali za granicą i nie umieli się dogadać ze wspólnikami czy kolegami z innych krajów. Jestem pewna, że Polska czy Hiszpania poradzą sobie bez znajomości angielskiego. Nie jest to dla was sprawa życia i śmierci. Ale moglibyście osiągnąć dużo więcej. Jeśli nie chcecie skorzystać z szansy – wasza strata.
Myśli pani, że istnieje więc związek między znajomością angielskiego i wzrostem gospodarczym?
Zdecydowanie tak. Podam prosty przykład: prawie wszyscy znają Skype’a – system darmowej telefonii internetowej opracowanej przez Estończyków. Projekt ten był finansowany przez firmy z Izraela. Wyobraża pan sobie, że doszłoby do jego realizacji, gdyby nasi informatycy znali tylko estoński? Jak mieliby się dogadać z potencjalnymi inwestorami? Na migi? To co powiem, to truizm, ale angielski jest współczesną lingua franca – kto go zna, pomnaża swoje szanse na sukces.
p
Mailis Reps - minister edukacji Estonii w latach 2005-2007