"Poprosimy unijną komisarz do spraw konkurencji Neelie Kroes o poparcie planu restrukturyzacyjnego opracowanego wyłącznie dla Stoczni Gdańsk" - mówił przed wyjazdem do Brukseli przewodniczący "Solidarności" z gdańskiego zakładu Roman Gałęzewski. Dodał, że będą też prosić o szansę dla innych polskich stoczni.

Reklama

Neelie Kroes zapowiedziała, że zaproponuje Komisji Europejskiej podjęcie negatywnej decyzji w sprawie przyszłości polskich stoczni. Komisarza nie przekonał plan restrukturyzacji stoczni w Gdańsku i w Gdyni polegający na połączeniu obu zakładów.

>>>Przeczytaj, na czym polega rządowy plan B ratowania stoczni

W obronie stoczni protestują też związkowcy ze Szczecina. Manifestacja ruszyła spod bramy głównej zakładu. Manifestanci pod urząd wojewódzki przynieśli transparenty. Pod oknami wojewody zapalili opony, gwizdali i krzyczeli, domagając się od władz ratowania ich miejsc pracy.

"Nie chcemy Grada, niech spada", "Byt w stoczni bytem naszych rodzin", "Platforma=oszuści" - takie hasła widnieją na transparentach, które stoczniowcy przynieśli przed urząd wojewódzki,

Szef stoczniowej "Solidarności '80" Jacek Kantor przyznał, że demonstracja w Szczecinie nie była wcześniej planowana. "Dobiło nas to, co było wczoraj w Warszawie" - powiedział. Chodziło o spotkanie zarządu stoczni, związkowców i przedstawicieli samorządu z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, by omówić sytuację stoczni.

"Dobił nas brak alternatywy i brak sposobu ze strony Ministerstwa Skarbu, żeby nas skutecznie z tego kryzysu wyciągnąć" - stwierdził rozgoryczony Kantor. "Postanowiliśmy, że przeprowadzimy jeszcze ten jeden protest, by pokazać nasze niezadowolenie" - podkreślił. Nie wykluczył, że następne manifestacje w odbędą się w Warszawie.

Reklama

"Jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy zacząć się bronić sami" - apelował do stoczniowców przed urzędem wojewódzkim Krzysztof Fidura, szef "Solidarności". Jak mówił, nie ma zgody na czarny scenariusz, czyli upadłość stoczni, o którym - jak się wyraził - "w zakamuflowany sposób" mówił podczas czwartkowego spotkania ze związkowcami minister skarbu Aleksander Grad.

Jeśli Komisja Europejska nie zaakceptuje planów restrukturyzacji polskich stoczni, będą one musiały zwrócić pomoc publiczną, jaką otrzymały od rządu. Komisja nie ujawnia na razie, jaka będzie ostateczna kwota do zwrotu. Może jednak chodzić o kilkaset milionów euro, a to oznaczałoby bankructwo polskich zakładów.

>>>Zobacz, kto zyska na upadku polskich stoczni

Unia domaga się, by plany restrukturyzacji stoczni w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie zapewniały ich długoterminową rentowność, redukcję mocy produkcyjnych, wysoki wkład własny inwestorów i nie prowadziły do dalszego wspierania zakładów z budżetu państwa.