"Dziecko niestety często staje się elementem bitwy zwaśnionych stron. Rozwodzący się nie potrafią w ogóle ze sobą rozmawiać, a co dopiero dokonywać wspólnych ustaleń" - przyznaje sędzia Joanna Zagajewska z departamentu sądów powszechnych Ministerstwa Sprawiedliwości.

Reklama

Tak właśnie jest w przypadku trzydziestolatków Anny i Grzegorza, rodziców 4-letniej Marysi, którzy toczą nieustanne boje o wszystkie sprawy dotyczące córki. Anna, u której mieszka Marysia, utrudnia byłemu mężowi kontakty z dzieckiem, mszcząc się w ten sposób za to, że znalazł sobie nową partnerkę. Grzegorz z kolei bez uprzedzenia odbiera dziewczynkę z przedszkola i nie respektuje ustalonych godzin spotkań. "Mój eks jest osobą skrajnie nieodpowiedzialną, przekupuje dziecko" - uważa matka. "Moja była żona jest niezrównoważona emocjonalnie i nastawia Marysię przeciwko mnie" - oponuje ojciec. Oboje deklarują, że spotkają się w sądzie.

Podobnych spraw jest w sądach rejonowych w całej Polsce bardzo dużo. Rozwiedzeni rodzice nie potrafią porozumieć się co do podstawowych spraw: kto odwozi dziecko do szkoły, kto chodzi na wywiadówki, u kogo spędzi ono weekend czy święta, kto zabierze je do lekarza. Kłótnie wybuchają też o to, czy córka lub syn może np. jeść w fast foodach.

"Problem polega na tym, że parom zazwyczaj zależy na szybkim rozejściu się. Dlatego coraz częściej decydują się na rozwód bez orzekania o winie i wspólne sprawowanie opieki nad dzieckiem, bo wiedzą, że taka deklaracja znacznie przyspiesza procedurę rozwodową. Ale potem pojawiają się prawdziwe trudności" - tłumaczy prof. Wanda Stojanowska, ekspert do spraw nieletnich z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Jej spostrzeżenia mają potwierdzenie w statystykach: w ubiegłym roku 14 tysięcy małżeństw, czyli aż jedna trzecia rozwodzących się par z niepełnoletnimi dziećmi, nie chciało ograniczyć byłemu małżonkowi praw rodzicielskich i godziło się na wspólną opiekę. Tych dobrych chęci w wielu wypadkach nie starczało jednak na długo, a konflikt o wychowanie wymykał się rozwiedzionym spod kontroli.

"Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się znowelizować kodeks opiekuńczy i rodzinny" - mówi Robert Zegadło z komisji kodyfikacyjnej prawa cywilnego w MS. W nowych przepisach, które trafią niedługo pod głosowanie, zapisano, że rodzice, którzy po rozstaniu chcą zachować pełnię praw rodzicielskich, będą musieli udowodnić sędziemu, że są w stanie wspólnie wychowywać dziecko. Będą musieli przyjść na salę sądową z już wstępnie wypracowanym porozumieniem, które zostanie spisane i dołączone do protokołu sądowego. "Ta zmiana prawa oznacza zmuszenie rodziców do zastanowienia się nad interesem dziecka. Będą musieli usiąść i konstruktywnie porozmawiać" - uważa prof. Stojanowska.

Ale czy rozwodzący się, często skłóceni ze sobą ludzie będą w stanie usiąść do takich rozmów? Zdaniem ekspertów może być to bardzo trudne i może nie obyć się bez pomocy osoby trzeciej, czyli mediatora. "Mediatorzy wykonują kawał dobrej roboty. Para, która trafia do sądu po mediacji, to są zupełnie inni ludzie. To nam naprawdę może ułatwić pracę na sali, ale przede wszystkim będzie dobre dla dzieci. Bo jeśli rodzice rozstaną się w zgodzie, to i one będą mniej cierpieć" - uważa sędzia Zagajewska.