"Nie dowie się pani niczego konkretnego. Prawie wszyscy w firmie mają zakaz wypowiadania się dla prasy i na ogół są lojalni wobec szefa. A Krzysztof Król nie jest wprowadzony w większość jego zamierzeń" - zapowiada na wstępie rozmowy jeden z byłych pracowników biznesmena.
Bliski współpracownik Krauzego mówi jednak DZIENNIK wprost: To prawda, że Ryszard postanowił pozbyć się wszystkiego, co nie jest mu jakoś niezbędne do życia. Jego najbliższe plany - choć to może potrwać jeszcze wiele miesięcy - to sprzedaż wszystkich spółek i skoncentrowanie się na kazachskiej ropie, która pozwoli mu być kimś w rodzaju bogatego rentiera. Jeszcze większy udział w przedsięwzięciu ma mieć kazachski partner, bo Krauze liczy, "że jeśli wpompują tam gotówkę, to swojej firmy nie zniszczą".
Sam Ryszard Krauze nieoczekiwanie zgodził się na rozmowę z DZIENNIKIEM, ale dopiero za dwa tygodnie.
Szef nie chce, by o nim pisano
Od półtora roku Ryszard Krauze nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Im bardziej próbował uniknąć rozgłosu, tym więcej pojawiało się na jego temat plotek. Ludzie od Krauzego robili tajemnicę nawet ze sprawy sprzedaży obrazów. Przecież fundacja sponsoruje m.in. Dom Papieski w Wadowicach. Łatwo można sobie wyobrazić, że pieniądze z aukcji trafią także na ten cel. Jest to znakomita informacja do wykorzystania w pozytywnym PR, a tu mur milczenia.
"To nie takie proste. Krauze nie chce, by media o nim pisały. Nawet kiedy informacja jest pozytywna, tak jak ta o działaniu fundacji i przekazaniu Domu Papieskiego kurii krakowskiej, nie daje zgody na jej upublicznianie" - tłumaczy jeden ze współpracowników biznesmena.
Inny dodaje: "To naczynia połączone. Kiedyś fundacja dostałaby po prostu pieniądze od innych spółek Krauzego. Teraz musi sobie sama radzić, bo całość działań Krauzego nastawiona jest na jeden cel - ropę".
Dopiero po publikacjach prasowych fundacja wydała oficjalny komunikat wyjaśniający, że wystawiła na aukcję w Sheratonie kilkanaście obrazów, a sprzedała kilka.
Większość byłych i obecnych pracowników Krauzego w jednym jest zgodna. Biznesmen całość swoich działań podporządkował jednemu celowi - szukaniu ropy w Kazachstanie i spółce Petrolinvest.
"Od początku było wiadomo, że to przedsięwzięcie ryzykowne i kosztowne. Na każdy odwiert potrzeba od 20 do 60 milionów dolarów, a tych odwiertów ma być 15" - opowiada pracownik jednej z firm Krauzego.
"Kiedy Krauze wszedł w tę ropę, nagle przestało się dla niego liczyć wszystko inne. Nawet jego ukochane dziecko, czyli informatyka, od której zaczynał swój biznes, poszła w odstawkę i Prokom Software został sprzedany" - dodaje inny.
"Z tym to było trochę inaczej. Za PiS Prokom nie załapał żadnego kontraktu rządowego na informatyzację. Nie zanosiło się na żadną zmianę i firma, która żyła z państwowych zamówień, straciła rację bytu" - mówi były pracownik Krauzego.
Przy okazji było wiadomo, że Krauze potrzebuje pieniędzy na Kazachstan. Zaczął więc sprzedawać inne rzeczy, by mieć gotówkę. Tuż po debiucie giełdowym Petrolinvestu w lipcu ubiegłego roku pojawiła się afera gruntowa i nagle biznesmen zaczął mieć kłopoty w związku z podejrzeniem o udział w przecieku informacji o działaniach CBA przeciwko Lepperowi. "Krauze bardzo to przeżył" - opowiada jego współpracownik. Zamknął się na kontakty z niektórymi ludźmi. Na innych się zawiódł.
Jeszcze na początku rządów PiS prezydent Lech Kaczyński wspierał jego działania w Kazachstanie. Krauze był jednym z niewielu biznesmenów, o którym bracia Kaczyńscy wypowiadali się pozytywnie. I nagle stał się symbolem złego oligarchy, głównym wrogiem IV RP.
W ubiegłym roku, jeszcze za rządu PiS, Krauze miał być zatrzymany i usłyszeć zarzut złożenia fałszywych zeznań. Chodziło o to, że zataił w prokuraturze, że spotkał się w swoim apartamencie na 40. piętrze hotelu Marriott z Januszem Kaczmarkiem, szefem MSWiA. Prokuratura uważała, że to właśnie wtedy doszło do przecieku informacji o planowanym zatrzymaniu przez CBA Andrzeja Leppera. Do bram firm Krauzego zapukała ABW, a on na wszelki wypadek aż do wyborów nie pokazał się w Polsce.
"Krauze do dziś nie wie, dlaczego z dnia na dzień stał się takim wrogiem PiS" - opowiada pracownik jednej z jego firm. "Był przecież z układu trójmiejskiego, w którym przecięły się drogi biznesmena i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie wiem, czy ktoś pomyślał, że jest groźny, bo ma dużą wiedzę i chodziło o to, by go skompromitować i podważyć wiarygodność" - dodaje.
Co robią służby
Biznesmen z listy stu najbogatszych tygodnika "Wprost", przyjaciel Krauzego: "Wszyscy tak jakby czekali, że Krauze wykrwawi się w tym Kazachstanie i spektakularnie zbankrutuje. Normalnie państwo powinno wspierać swojego biznesmena, zwłaszcza kiedy działa w sektorze strategicznym. Tymczasem zostawiono go na pastwę służb rosyjskich, a polskie służby za rządów PiS zajmowały się głównie jego rozpracowywaniem".
Ale po wyborach wygranych przez PO komentowano nawet, że Krauzemu już nic teraz nie grozi, że "może wracać do gry". Pojawił się nawet żart rysunkowy, na którym widniał Krauze z podpisem "Pierwsi Polacy po wyborach wracają do kraju".
"Krauze na coś rzeczywiście liczył. Ale usłyszał od wysłanego przez Tuska pośrednika, jednego z ludzi ze służb, że nic z tego. Po tych odwiedzinach zniknęła z widoku książka z dedykacją Tuska" - opowiada dziennikarz zajmujący się układem trójmiejskim.
"Tusk się przestraszył, że będzie kojarzony jako obrońca oligarchy. Na wszelki wypadek się odciął" - twierdzi współpracownik Krauzego.
"Jak to nic się nie zmieniło po wyborach? A powołanie na ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, prawnika, który napisał opinię, że Krauzemu nie można postawić zarzutu fałszywych zeznań? A zapowiedź umorzenia postępowania, w którym Krauze te zarzuty usłyszał?" - mówi były pracownik Krauzego.
Nieoficjalna informacja, że prokuratura zamierza umorzyć postępowanie o składanie fałszywych zeznań m.in. przeciwko Krauzemu i Kaczmarkowi ukazała się niedawno w jednej z rozgłośni radiowych.
Afera przeciekowa, ABW u bram, nieskuteczny telefon do prezydenta, w którym Krauze chciał prosić o interwencję, zawód na PO, nałożyły się na o wiele poważniejsze problemy biznesmena. Wbrew nadziejom dużej ropy w Kazachstanie ciągle nie ma. Pojawiły się wątpliwości, czy kiedykolwiek uda się ją znaleźć i to w takich ilościach, by wydobycie okazało się opłacalne.
Były pracownik Krauzego: "Tych terminów, kiedy ropa tryśnie, było już z siedem. Co jakiś czas ogłaszano, że ruszy wydobycie, ale było tego tyle, że nadawało się na żarty. Ile jest tej ropy?" - zapytałem pod koniec ubiegłego roku. "No do samochodu szefa starczy, ale ochrona musi już tankować w Orlenie" - usłyszałem.
"Wyniki Petrolinvestu są znakomite" - zapewnia Krzysztof Król. I na dowód pokazuje, że w czasie kiedy cała giełda spada, akcje tej spółki idą w górę. Firma właśnie ogłasza, że wydobywa ropę. Krzysztof Król pokazuje "Parkiet", który optymistycznie donosi: "Petrolinvest pozyskuje ropę naftową z siedmiu nowych odwiertów w Kazachstanie. Pod koniec tego roku, zdaniem prezesa Pawła Gricuka, spółka będzie wydobywać 2 - 3 tys. baryłek surowca na dobę, a w przyszłym roku - być może nawet 10 tys. baryłek".
To jednak ciągle nie jest zbyt dużo, a na dalsze prace w Kazachstanie Krauze potrzebuje stale dużej gotówki. Tymczasem na polskiej giełdzie trwa bessa. Biznesmen postanowił pozbyć się wszystkiego, co nie jest mu niezbędne, ale moment nie jest korzystny.
Także na sprzedaż pałacyku w Konstancinie. Krzysztof Król, pytany o sprzedaż tego domu, twierdzi, że nie ma o tym pojęcia i spraw prywatnych prezesa nie komentuje.
"To tylko kolejna plotka. Szef nie sprzedaje tego domu" - mówi tymczasem inny współpracownik Krauzego.
"Na pewno zamierza zostać w Trójmieście" - podkreśla Krzysztof Król. "I nie jest prawdą, że Krauze sprzedał samolot. Szef nadal nim lata".
Zwolnienia, czyli przyjaciele i wrogowie
Poza Prokom Software, Krauze pozbył się także firmy budowlanej Pol-Aqua. Do jego imperium należą teraz głównie trzy spółki notowane na giełdzie: Bioton, firma biotechnologiczna znana m.in. z produkcji insuliny. Polnord - jeden z największych polskich deweloperów. Jego wartość giełdowa to ok. 800 nln zł, ale zarząd wycenia, że sama wartość gruntów należących do spółki sięga ok. 2 mld zł. Z tego 1 mld przypada na warszawski Wilanów. I właśnie spółka paliwowa Petrolinvest. Zarządzaniem akcjami tych firm zajmuje się spółka inwestycyjna Prokom Investements. Krauze stopniowo sprzedaje akcje poszczególnych firm.
Wiadomo, że na sprzedaż wystawiony jest Bioton. Prawie dziesięć procent akcji kupił już Zygmunt Solorz. Kupnem Biotonu zainteresowany jest też m.in. Jerzy Starak. Prokom w zależności od potrzeb sprzedaje też akcje Polnordu, a gotówka inwestowana jest w kolejne działania Petrolinvestu w Kazachstanie.
"Krauze postanowił uporządkować także inne swoje sprawy biznesowe. Przestał płacić wielu ludziom, którzy od lat byli poprzyklejani do różnych jego firm i brali pieniądze za nic" - opowiada współpracownik Krauzego.
Podobno ktoś administruje teraz nawet jego kortami i ludzie, którzy całe lata grali tam w tenisa za darmo, muszą płacić.
"To tylko drobny przykład takiego porządkowania. Ale wielu ludzi musi się liczyć z tym, że dostanie wypowiedzenia, w tym także ci z Petrolinvestu" - przyznaje współpracownik Krauzego. Już teraz jest cała grupa ludzi, która chodzi po mieście i opowiada, że Krauze ich zwolnił. Mówią o jego bliskim upadku. "I rozsiewają plotki. Krauze dopiero niedawno zorientował się, jak wielu ludzi na nim żerowało. Brali pieniądze i nic nie robili. Nic dziwnego, że zostali zwolnieni. Ale jest też cała grupa przyjaciół Krauzego, która wkrótce sama się domyśli, że też powinna odejść. Ja pewnie też będę w tej grupie" - dodaje.
A pojawiła się plotka, że Wiesław Walendziak też ma już dla Krauzego nie pracować i zamierza przejść do Solorza.
"Stanowczo zaprzeczam jakobym miał rozstać się z Prokomem i przejść np. do firm Zygmunta Solorza" - przekazał DZIENNIKOWI Walendziak.
Czy firmy Krauzego wyprowadzą się z Marriotta?
"To kolejna plotka. Część osób przeniosła się tylko z VI piętra na V i odwrotnie. Cały czas zajmujemy tu dwa piętra" - wyjaśnia Krzysztof Król.