Całość miał wymyślić były policjant-renegat. A sam "Szkatuła"? Nie ma żadnych dowodów, że żyje. Za głowę 35-letniego bossa warszawskiego półświatka szef policji generał Andrzej Matejuk wyznaczył niemal rok temu nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych. Od trzech lat ścigają go najlepsi oficerowie z warszawskiego zarządu Centralnego Biura Śledczego. Co więcej, znalezienie pewnej informacji o jego kryjówce jest ambicją niemal każdego kryminalnego w kraju.

Reklama

"Trzon jego grupy siedzi już w celach za zabójstwa, handel narkotykami, rozboje, haracze i porwania. Od kilku miesięcy ich wnikliwie przesłuchujemy. I nadal nie mamy żadnej pewnej informacji o nim" - przyznaje wysoki rangą oficer polskiego FBI.

Ustalenia są następujące: bandyci mieli ściśle ustaloną hierarchię. Z bossem miał się kontaktować tylko jego zastępca Feish S. ps. Kurd. To on przedstawiał rozkazy całej reszcie gangsterów.

"Bardzo dokładnie sprawdziliśmy kilka ich transakcji narkotykowych. Kurd odpowiadał kupcom, że dogadają się, o ile zgodzi się <Szkatuła>. Po czym podejmował decyzje jedynie po kontakcie z przedstawicielami rosyjskiej mafii" - ujawnia inny z naszych rozmówców.

Reklama

Sami gangsterzy mieli też polecenie, aby rozpowiadać, że pracują "dla Szkatuły". "Tak rosła jego legenda. Nagle wszyscy złapani przez nas bandyci mówili, że działali na polecenie Rafała Sz." - przyznaje oficer komendy stołecznej policji. Podobne informacje docierały z całego kraju.

Warszawski gangster miał więc kraść auta w Lublinie, pobić biznesmenów we Wrocławiu i dokonać zuchwałych napadów na banki w całym kraju. Teraz okazuje się, że gangsterzy mogli specjalnie budować jego legendę.

"On faktycznie kilka lat temu kierował tą grupą. Nagle jednak zapadł się pod ziemię. I to wykorzystała jego prawa ręka, czyli Kurd" - podejrzewa nasz rozmówca z CBŚ. Policja twierdzi, że ojcem legendy jest dawny policjant renegat, domniemany doradca "Kurda".

Reklama

Nadal też policjanci nie mają jasności, czy Rafał Sz. w ogóle żyje. Jeżeli nawet żyje, to legenda żyje bardziej niż on sam.

"Nie wykluczamy, że mógł się udać kilka lat temu na przestępczą emeryturę. I dzisiaj żyje spokojnie na wybrzeżu Hiszpanii lub też w Ameryce Południowej" - tłumaczy jeden z policjantów. Dyrektor CBŚ Paweł Wojtunik nie chce wchodzić w szczegóły. "Dopadniemy go. Żywego... lub martwego" - mówi.