Jak nieoficjalnie dowiedział się DZIENNIK, służby weterynaryjne nie podejmą żadnych poważnych kroków, zanim nie otrzymają wyników badań. Jeśli mięso okaże się zatrute, trzeba będzie je w każdej ilości utylizować, co będzie też wiązać się z ogromnymi stratami gospodarczymi. Wyniki badań będą znane najwcześniej w poniedziałek.

Reklama

>>>Zobacz, gdzie trafiło skażone mięso

Skażone mięso trafiło do popularnych parówek i kiełbasek, produkowanych przez firmę Sokołów. Były to wyroby o krótkiej przydatności do spożycia i już zniknęły z rynku. Ci, którzy zjedli wyroby Czyżewa, nie mają jednak powodu do paniki: w konkretnych produktach irlandzkie mięso zostało zmieszane z innymi komponentami, co obniżyło stężenie szkodliwych dioksyn.

Zarząd Sokołowa S.A. oficjalnie nie potwierdza tych informacji. W przesłanym DZIENNIKOWI oświadczeniu zapewnia jedynie, że do bieżącej produkcji nie używa już irlandzkiego mięsa.

Reklama

>>>Przeczytaj, jak ustrzec się dioksyn

Trwają już dyskusje, jak kryzys mięsny w Irlandii odbije się na polskich producentach. "Na szczęście Irlandia nie jest naszym głównym partnerem; ilość importowanego stamtąd mięsa jest nieznaczna w stosunku do całego importu. Np. w ubiegłym roku przywieźliśmy ok. 200 tys. ton wieprzowiny, z czego zaledwie 1-2 tys. ton pochodziło z Zielonej Wyspy" - mówi prezes Izby Gospodarczej "Polskie mięso".

Jednak detaliczni sprzedawcy zauważyli już nieznaczny spadek zainteresowania mięsem w ostatnich dniach. "Klienci komentują i pytają, czy nie będą wyglądać jak Juszczenko" - mówi właściciel sklepu mięsnego w Warszawie Zdzisław Sabała. "Ale to nic śmiesznego, bo sprzedaż nie idzie najlepiej" - dodaje.