PO chce uniknąć wrażenia, że przejmuje władzę w mediach. "Tusk zrobi wszystko, żeby po uchwaleniu nowej ustawy medialnej prezesem został jakiś niezależny dziennikarz, bo każdy inny ruch byłby źle odebrany przed wyborami prezydenckimi, straciłby też przychylność mediów prywatnych" - twierdzi polityk PO.
Do tego czasu Platforma liczy po cichu na LPR. "Może tymczasowo dobrze byłoby się nawet z nimi dogadać, zwłaszcza w terenie. Jednocześnie całe to zamieszanie w telewizji to znakomity pretekst, żeby przyspieszyć prace nad nową ustawą" - mówi nieoficjalnie wysoki rangą polityk PO.
Scenariusz jest prosty: w połowie marca kończy się okres trzymiesięcznego zawieszenia Andrzeja Urbańskiego na stanowisku prezesa TVP. Ale rada nadzorcza może zawiesić go ponownie. Gdyby tak się stało, do czasu eurowyborów PiS byłoby pozbawione wpływów w TVP. Chyba że szefowi KRRiT Witoldowi Kołodziejskiemu udałoby się zgromadzić większość i doprowadzić do zmiany w radzie nadzorczej TVP, której kadencja upływa z końcem kwietnia. Nowy zarząd będzie jednak robić wszystko, żeby do tego nie dopuścić i jak najdłużej utrzymać się przy władzy. Czemu środowisku skupionemu wokół Romana Giertycha tak zależy na odsunięciu PiS od wpływu na TVP?
"Wydaje mi się, że LPR nie chciała, żeby telewizja publiczna pokazywała w czasie kampanii, że między PiS a prawą ścianą już niczego nie ma. To byłoby zabójcze dla LPR. Giertych chce po prostu pokazać, że on tam cały czas stoi ze swoimi pretorianami" - ocenia poseł PiS. "Dlatego ja bym tego nie wiązał z Platformą".
Ale politycy Platformy zacierają ręce. "Nawet nie musimy się specjalnie dogadywać, oni sami się będą pilnować, żeby nie stracić posad" - uważa jeden z rozmówców. Zapewnia jednak, że przejęcie władzy na Woronicza było samodzielną akcją LPR.
Jednak część polityków PiS wietrzy spisek. Zdaniem Joachima Brudzińskiego, przewodniczącego Zarządu Głównego PiS, to Platforma stoi za tym, co dzieje się z w TVP. "Oni chcą iść z nami na totalną konfrontację, a telewizja ma stać się kolejnym narzędziem w tym starciu" - uważa.
Sytuację w mediach publicznych mogłaby unormować tylko nowa ustawa medialna. Ta jednak może wejść w życie najwcześniej wiosną - jeśli Platforma przekona do niej Lewicę. Na razie politycy SLD mają przedstawić swoje uwagi do projektu PO.
"Czarzasty z Kwiatkowskim rozbierają tę ustawę na części już od dwóch miesięcy" - ironizuje Iwona Śledzińska-Katarasińska z Platformy. Zapowiada, że jeśli stanowisko Sojuszu będzie znane w tym tygodniu, PO jeszcze na pierwszym posiedzeniu Sejmu w nowym roku zgłosi swój projekt do marszałka Sejmu. Przyznaje jednak, że do zmian we władzach mediów może dojść dopiero po eurowyborach.